Czy w Polsce Ebola się rozprzestrzeni?
Czy w Polsce Ebola się rozprzestrzeni? fot. Komisja Europejska/https://flic.kr/p/oer9yg/CC BY 2.0/http://bit.ly/1dGcPd3

Do Wrocławia niedawno wróciła grupa dziewięciu licealistów, którzy pracowali jako wolontariusze w Liberii. W tym kraju od wiosny szaleje epidemia Eboli, która zabiła już prawie tysiąc osób, a zarażonych jest ok. 1700 osób. Czy młodzi ludzie zarazili się wirusem? Czy grozi nam epidemia?

REKLAMA
Jak na razie - choć lokalna prasa już postraszyła wirusem - wśród wrocławskich licealistów, którzy wrócili z Liberii ani nie odnotowano żadnego przypadku osoby, która miałaby objawy podobne do Eboli, ani tym bardziej zarażenia się wirusem. Nie oznacza to jednak, że nikt z Polaków nie zaraził się gorączką krwotoczną.
Jak już wyjaśnialiśmy w naTemat, pierwsze objawy Eboli mogą pojawić się u pacjenta nawet kilka tygodni po zarażeniu. Bardzo rzadko udaje się "wyłapać" pacjenta już na lotnisku. Zazwyczaj pierwsze objawy dopadają chorych w domach lub hotelach. Dlatego też wszyscy uczestnicy wyprawy do Liberii muszą być pod stałą obserwacją służb sanitarnych.
"Służby sanitarne nie są przygotowane na Ebolę"
Problem polega jednak na tym, że nikt nie wiedział, że grupa licealistów była w Liberii oraz że wróciła z kraju, gdzie szaleje epidemia. Co więcej, jak napisała w komentarzu na stronie TVP Info matka licealisty, który wziął udział w wyprawie, kiedy rodzice postanowili na wszelki wypadek skontaktować się z wrocławskim sanepidem usłyszeli, że służby sanitarne nie są przygotowane na przyjęcie pacjentów, u których podejrzewa się Ebolę. – Nie mamy żadnych procedur w jaki sposób postępować w razie takiego przypadku – miał przyznać z rozbrajającą szczerością pracownik Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej we Wrocławiu.
Niestety, do momentu opublikowania artykułu nie udało się nam skontaktować z wrocławskim sanepidem, żeby zweryfikować tę informację. Rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego natomiast poinformował naTemat, że nie jest również prawdą, że służby sanitarne nie wiedziały o tej wyprawie.
W mailu przesłanym do redkacji stwierdził, że służby sanitarne wiedziały o tej wyprawie, "choć akurat takiej wiedzy mieć nie musiały, bo obywatel Polski nie musi się tłumaczyć żadnym władzom, gdzie i po co jedzie". "Żaden cywilizowany kraj świata nie stosuje również prewencyjnej kwarantanny" - dodał.
Z kolei ordynator oddziału zakaźnego szpitala przy ul. Koszarowej we Wrocławiu poinformował, że placówka jest w stanie przyjąć nawet stu pacjentów z Ebolą. Zaznaczył jednak, że na razie nic nie wskazuje na to, żeby wszczynać nadzwyczajne kroki. – Samo przebywanie w kraju objętym Ebolą nie jest zagrożeniem, do zakażenia potrzebny jest bezpośredni kontakt z chorym lub zmarłym – podkreślił Grzegorz Madej.
logo
fot. Shutterstock.com
Czy licealiści zachowali odpowiednią ostrożność?
Zarówno organizator wyprawy, ks. Jerzy Babiak, jak i rodzice licealistów zapewniają, że wszyscy uczestnicy wyprawy byli dokładnie poinformowani o zagrożeniu Ebolą i jak je minimalizować. Jak twierdzą uczestnicy i organizatorzy, żaden Polak nie miał kontaktu z osobami zarażonymi wirusem.
Matka jednego z licealistów

Na miejscu ks. Jerzy miał cały czas rękę na pulsie. Młodzież była bardzo dobrze uświadamiana w jaki sposób można się zarazić i próbować uchronić się przed chorobami tropikalnymi. Żyli według bardzo ścisłych reguł higieny i bezpieczeństwa. (...) Nasze dziecko przeszło przez badania lekarskie natychmiast po powrocie i cały czas jest pod obserwacją i w bardzo dobrym kontakcie z lekarzem. Czytaj więcej

Najgorszy możliwy scenariusz
Przyjmijmy jednak, że ktoś z uczestników wyprawy zaraził się Ebolą. Istnieje co najmniej kilka punktów, w których choroba mogła się rozprzestrzenić. Po pierwsze, wśród innych uczestników wyprawy. Żeby zarazić się wirusem trzeba wejść w kontakt z wydzielinami zakażonego. Ebola nie roznosi się drogą kropelkową. Nie można jednak wykluczyć, że którykolwiek z uczestników wyprawy nie miał kontaktu ze śliną czy krwią zarażonego. Wystarczy drobne skaleczenie.
Druga możliwość to zarażenie się wirusem w samolocie. Jak dowodzą badania WHO, nie jest tak łatwo zarazić się podczas lotu, jednak w 100 proc. nie można wykluczyć takiej możliwości. Znów, wystarczy, że stewardessa czy ktokolwiek z pasażerów nawet przez przypadek wszedł w kontakt ze śliną czy krwią pacjenta z Ebolą.
Trzecia droga to zarażenie się gdziekolwiek między lotniskiem we Wrocławiu a domami licealistów. Przypomnijmy, grupa przyleciała do Polski 3 sierpnia, ale nie wiemy czy na pewno wszyscy licealiści przeszli badania, które ze stuprocentową pewnością wykluczyłyby zarażenie Ebolą. Dodajmy jeszcze do tego zarzucane sanepidowi nieprzygotowanie, lekkie podejście do tematu opiekuna grupy, i ryzyko tego, że wirus się rozprzestrzeni znacznie wzrasta.