
Święta to dni wolne od pracy więc przychodnia lekarza podstawowej opieki zdrowotnej jest nieczynna. Bądźmy jednak rozsądni i z byle powodu nie ustawiajmy się w kolejce do lekarza nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej, nie zasilajmy tłumu na korytarzach szpitalnych oddziałów ratunkowych a już na pewno bez uzasadnionej potrzeby nie wzywajmy pogotowia ratunkowego.
Z pomocy pogotowia ratunkowego lub szpitalnego oddziału ratunkowego korzystamy np. jeśli wystąpiły bóle w klatce piersiowej, nastąpiła utrata przytomności, mamy rozległe obrażenia spowodowane wypadkiem, urazem, dusimy się, dławimy itp. Nie zgłaszajmy się tam z przeziębieniem, trzydniowym katarem lub bólem pleców, który męczy nas od tygodnia.
Do placówki zajmującej się nocną i świąteczną pomocą lekarską, dr Janicka radzi wybrać się wówczas, kiedy podczas dni wolnych zachorowaliśmy i mamy np. wysoką gorączkę, kaszel itp. stany chorobowe, z którymi nie poradzimy sobie z pomocą leków dostępnych bez recepty, a które nie mogą raczej poczekać aż skończą się święta.
Najczęstszy problem to oczywiście wysoka gorączka. Co robić gdy termometr pokazuje 40 stopni? Jak tłumaczy pediatra, przede wszystkim próbować obniżyć temperaturę.
Jeszcze osobną kategorią pacjentów zalegających na korytarzach szpitalnego oddziału ratunkowego w święta są chorzy… z przejedzenia.
– Ze swojej pracy w pogotowiu pamiętam pewne zdarzenie. Jako pediatra jeździłam na wezwania do dzieci do 2-go roku życia. Dostaliśmy wezwanie od matki, która zgłaszała, że dziecko „płacze wniebogłosy” i nie można go uspokoić. Oczywiście pojechaliśmy. Jak szliśmy już w bloku po schodach, wiedziałam, że coś jest nie tak, bo nie słyszałam płaczu dziecka. Zapukaliśmy. Mama uchyliła tylko drzwi, powiedziała, że dziecko już zasnęło i zamknęła nam je przed nosem. Zapukałam jeszcze raz, powiedziałam, że skoro wezwała pogotowie, to ja muszę sprawdzić stan dziecka. Mama była oburzona, że obudzimy malucha… Oczywiście dziecko było zdrowe. Jak wracałam z tego wezwania to tak sobie pomyślałam, że przez jej lekkomyślność mogliśmy nie zdążyć do dziecka, które naprawdę potrzebowało naszej pomocy – opowiada dr Janicka.
Napisz do autora: [email protected]