
Ciągle słyszymy, że ktoś walczy z ciężką chorobą, zbiera środki na leczenie, rehabilitację czy drogi zabieg za granicą. Czasami walka kończy się wygraną, dojściem do zdrowia. Jednak często choroba wygrywa. To szczególna tragedia dla młodych rodzin, gdzie zostają małe dzieci, wdowcy i wdowy.
Niestety, choroba powróciła ze zdwojoną siłą. Jak opowiadała mi Aleksandra Ostrowicz-Bartoszewicz, żona Antka, wszystko wydarzyło się bardzo szybko i dość niespodziewanie.
Pierwszego dnia Świąt Bożego Narodzenia nagle nie mógł sam podnieść się z łóżka, miał niedowład obu nóg, brak czucia od pasa w dół, nie trzymał potrzeb fizjologicznych. Tomografia wykazała progres choroby, tym samym chemioterapia została zakończona. Antek dostał jeszcze naświetlania na kręgosłup, które miały zmniejszyć ból, a także podjęliśmy próbę leczenia immunoterapią - był po pierwszej dawce, kolejne miały być co 3 tygodnie. Mąż dostał wtedy skierowanie do hospicjum domowego.
Umieranie ojca i męża było tragedią dla tej młodej rodziny. Odszedł 17 stycznia wieczorem. W domu, otoczony przez swoich bliskich. Jednak Aleksandrę i jej dzieci oprócz utraty bliskiej osoby może spotkać też dodatkowy, ogromny problem. Mogą stracić dach nad głową. Nie mają z czego żyć.
Sąsiedzi próbują znaleźć prace dla Aleksandry. Na razie, z powodu śmierci męża, kobiecie trudno zadeklarować, kiedy mogłaby ją zacząć.
Napisz do autora: [email protected]