
Paradoksalnie to właśnie świadomość, że jestem chora dodała mi sił i odwagi do życia, które wcześniej pozostawało w sferze marzeń. Wyobraź sobie, że masz do wyboru: smutek, rozczarowanie, żal i strach lub energię, działanie, radość i spełnienie. Co wybierasz? Osobom, które w przyszłości dowiedzą się o tym, że cierpią na chorobę Gauchera, chciałabym powiedzieć, że chociaż będzie to częściowo ograniczać ich rzeczywistość, nie będzie określać ich jako ludzi. Od nich będzie za to zależeć, jaki sposób na życie wybiorą – uważa Kasia Wierzbicka, która żyje z chorobą Gauchera od 13 lat.
Objawy tej choroby są często mylone z objawami nowotworów hematologicznych, takich jak białaczka czy rak węzłów chłonnych. Nieleczona choroba Gauchera odbiera sprawność, prowadzi do wyniszczenia narządów wewnętrznych i tkanek organizmu, a 30 lat temu odbierała życie.
Początki bolesnych wspomnień związanych z chorobą, to zapalenie stawu biodrowego i pierwsza podróż karetką na sygnale. Był to dość konkretny zestaw wrażeń jak na czterolatka. Z czasem dochodziły do tego nieprzespane noce, z powodu bólu kości, zapalenie mięśnia sercowego i trudne do zahamowania krwotoki z nosa. Inne, być może mniej bolesne, ale równie niepokojące objawy, jakie się z czasem pojawiły, to powiększona wątroba i śledziona.
Dziś nadal nie jest mu łatwo mówić o nieuleczalnej chorobie, która generuje tyle wspomnień przepełnionych bólem. Jest to trudne również dlatego, że nigdy nie wiemy jak zareagują inne osoby. Jak przyznał Błażej, niektórzy martwią się tym, że może ich zarazić lub bacznie mu się przyglądają w poszukiwaniu czegoś czego wcześniej nie zauważali… na próżno.
– Owszem, na genetycznej loterii wygrałem bardzo rzadką, ale jednak rozpoznaną chorobę, którą w dodatku można leczyć. W tym roku mija 20 lat, odkąd regularnie korzystam z enzymatycznej terapii zastępczej. Doskonale wiem, jak działa lek i jak dobrze wpływa na mój organizm. Z nadzieją spoglądam w kierunku osiągnięć inżynierii medycznej i wierzę, że niebawem kroplówki zostaną zastąpione tabletkami – opowiada Błażej.
Jak wspomina Kasia złe wyniki badań krwi miały poważne konsekwencje w późniejszym czasie. Szczególnie w okresie ciąży. Od trzeciego miesiąca ciąży, z krótkimi przerwami, przebywała w szpitalu. Płytki krwi osiągnęły drastyczny poziom 8 tys., gdzie norma wskazuje 150 tys.
To było 13 lat temu. Po powrocie do domu ze szpitala przejrzałam wszystkie możliwe informacje na temat choroby Gauchera, jakie tylko udało mi się znaleźć w Internecie. Nie było ich zbyt wiele. To dziwne uczucie, gdy nagle odkrywasz, że słowa „nieuleczalna”, „genetyczna”, „rzadka choroba” dotyczą też ciebie i kompletnie nie wiesz, co z tą świadomością zrobić. Siedziałam w domu i płakałam. Nie miałam pojęcia, co będzie dalej, jak będzie wyglądało moje życie. Nie wiedziałam nawet, czy moja córka jest zdrowa. Cały świat widziałam w czarnych barwach. Słuchałam, choć w rzeczywistości nie słyszałam tego, co mówili do mnie inni.
Wojtek jest kolejnym bohaterem zmagającym się z tą rzadka chorobą. W tej codziennej walce pomagają mu rodzice - to właśnie z ich inicjatywy powstało Stowarzyszenie Rodzin z Chorobą Gauchera. Wojtek Oświeciński miał 2 lata, kiedy jego rodzice dowiedzieli się, że z jego zdrowiem nie jest najlepiej. To był początek lat 80. Diagnoza brzmiała jak wyrok, był jednym z pierwszych wykrytych przypadków choroby Gauchera w Polsce. W tamtych czasach nie było żadnej nadziei na kurację, która przywróciłaby go do zdrowia. Rok 90. był przełomem, bo do Polski zaczęły docierać wiadomości o badaniach nad lekiem i o pierwszych pozytywnych rezultatach terapii.
Dziś mogę żyć w biegu. Ta choroba nie jest już wyrokiem. Moją codzienność po brzegi wypełnia praca, rodzina, dwójka wspaniałych dzieci i pasja. Wiem, jak kruche jest zdrowie, staram się o nie dbać. Staram się też nie marnować czasu i gdy tylko znajduję wolną chwilę, chwytam aparat i robię zdjęcia, wsiadam na rower, albo po prostu cieszę się ojcostwem.