
Przejmujący lęk, który nie tylko objawia się negatywnymi odczuciami psychicznymi, ale też problemami z oddychaniem, drętwieniem kończyn, a nawet dokuczliwymi problemami z przewodem pokarmowym. Ola dzisiaj już nie boi się, że umrze w łóżku i zostawi bez opieki swojego małego synka. Jednak zanim przestała się bać, przez lata przeżywała koszmar.
Zaburzenia lękowe, potocznie nazywane nerwicą lękową, należą do grupy zaburzeń nerwicowych. Mają one wpływ na emocje, myślenie, zachowanie a nawet zdrowie fizyczne. Powodują je zarówno czynniki biologiczne, jak i indywidualne warunki osobowe. Osoby z zaburzeniami lękowymi, często mają też depresję, zaburzenia apetytu, niektóre zmagają się z uzależnieniami.
Później ten motyw samolotu pojawiał się w jej życiu, zwykle w trudniejszych sytuacjach, oczywiście w snach. Ten samolot był trochę symbolem trudniejszych czasów, lęku. Po takim śnie o samolocie czuła niepokój, myślała że coś się wydarzy, będzie musiała podjąć jakiś trudny wybór.
Potem była winda. O windzie też śniła. Przestała jeździć windami, a jeśli była zmuszona do skorzystania z windy, to przerażona odmawiała "zdrowaśki" w myślach podczas takiej jazdy.
Kiedy już bała się latania samolotem i jeżdżenia windą, miała bardzo nieprzyjemną przygodę, która zaowocowała kolejnymi lękami. Wracała wieczorem do domu i jakiś mężczyzna mierzył do niej z broni.
Po powrocie do rodzinnego, małego miasta była nowa praca i nowy związek. W pracy oczywiście chciała dobrze wypaść, więc była znowu spięta, a nowy związek bywał burzliwy - było nerwowo. Do tej pory nie miała jednak objawów somatycznych, jej ciało nie reagowało jeszcze na jej lęki. To miało się właśnie zmienić.
– Urodziłam syna, był czas karmienia piersią, hormonalnej burzy i zaczęło się. Syna wychowuję sama, sami mieszkamy. Zaczęłam się bać, że umrę w nocy i moje malutkie dziecko zostanie samo bez opieki, że mój maleńki synek będzie leżał z trupem w łóżku. Zaczęło mnie to prześladować. Co zrobi moje dziecko jak ja umrę, czy ktoś go znajdzie, czy ktoś mu pomoże? To było straszne – wspomina Ola.
To nie do końca było tak, że mózg Oli projektował objawy, bo w tym czasie naprawdę zaczęła mieć bardzo chory żołądek. Wtedy też swój początek miała hipochondria.
W pewnym momencie musiała coś z tym wszystkim zrobić, bo jak mówi, zwariowałaby sama ze sobą.
Lekarz zdecydował, że włączy leki, najpierw małą dawkę. Zgodziłam się je wziąć, a warto dodać, że miałam też lęk przed braniem leków - starałam się nie brać żadnych. Bałam się wziąć zwykłą aspirynę. Czytałam ulotki od początku do końca myśląc, że wszelkie działania niepożądane mogą przytrafić się właśnie mnie. Bałam się połknąć dużą tabletkę, bo byłam przekonana, że mogę się udławić.
Leki sprawiły, że Ola radzi sobie z tymi lękami, jest ich mniej. Pamięta jednak, że były takie osoby, które mówiły jej, żebym nie brała leków, tylko się modliła, że modlitwa pomaga na takie rzeczy. Odpowiadała wtedy, że być może właśnie Bóg pomógł jej poprzez to, że te leki dostała.
Ola jest mamą, pracuje zawodowo, jest świetnie wykształcona, ma przyjaciół, znajomych, zupełnie normalnie funkcjonuje w społeczeństwie, rodzinie.
Mózg jest najbardziej skomplikowanym organem naszego ciała i każdy z nas coś tam ma. Jesteśmy różni. Sztuką jest się przyznać przed samym sobą, że coś w tym naszym mózgu szwankuje. Wiele osób ma przez długi czas problemy psychiczne i nic z tym nie robi, bo nie jest w stanie przyznać się do nich przed samym sobą.
Nie może poprosić nawet lekarza podstawowej opieki zdrowotnej o przepisanie kontynuacji leczenia. Musiała zmienić lekarza POZ, bo jak raz poprosiła, to później z czym bym do niego nie przyszła, np. z chorymi zatokami, to wysyłał ją do psychiatry…
