
Gdy przestał mi działać implant, nie dopuściłam myśli, że będę na tak długo wyłączona z świata dźwięków. Jak dowiedziałam się ile kosztuje nowy- zamarłam - że świat ciszy jednak powróci. Tak jakby ktoś mnie drugi raz okradł ze słuchu. Tym razem to państwo – mówi Natalia Brzykcy, która ma wszczepiony implant ślimakowy, dzięki któremu do niedawna jeszcze nie była głucha. Teraz może nie słyszeć nawet przez kilka lat, bo musi ustawić się w kolejce do wymiany procesora mowy w implancie.
Natalia tłumaczy, że w urzędach, czy innych instytucjach, pracownicy nie są zadowoleni z porozumiewania się za pomocą pisania na kartce. Niektórzy złoszczą się z powodu takiej komunikacji.
Niestety Natalia może mieć problemy w pracy i w swojej sportowej działalności. Jest trenerem - trenuje jako zawodniczka w klubie słyszących, należy do kadry, pracuje w wojsku gdzie wszędzie styka się z osobami słyszącymi.
Jak wyjaśnia naTemat dr Witold Cieśla, zastępca Dyrektora ds. Medycznych Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu w Kajetanach koło Warszawy, są różnego rodzaju implanty słuchowe. Implanty, które są implantami wszczepialnymi to implanty ucha środkowego i implanty ślimakowe oraz do pnia mózgu.
I tu zaczynają się przysłowiowe schody. Już niesłyszący pacjenci (lub z niedziałającym prawidłowo urządzeniem) ustawiani są w kolejce po refundowaną przez NFZ wymianę procesora mowy.
To niestety jest za mało, ponieważ zapotrzebowanie jest dużo większe. Pierwsi pacjenci, którym prof. Henryk Skarżyński wszczepił implant ślimakowy mają go już 20-25 lat.
W związku z tym, niektórzy muszą już po raz drugi i trzeci wymienić procesor mowy. Ci, którzy mieli wszczepiony implant 5 lat temu, czyli ich implant już jest po gwarancji, mają często potrzebę pierwszej wymiany.
Cały czas narasta liczba osób potrzebujących wymiany, a środki na ten cel są ciągle takie same, i brak jest systemowej regulacji zapewniającej pacjentom stałą wymianę urządzenia.
Awarię procesora mowy u osoby, która była zaimplantowana jako małe dziecko i nie pamięta jak to jest być głuchym, można porównać do sytuacji, kiedy ktoś zdrowy nagle głuchnie. Małe dziecko, które chodzi do szkoły, nagle traci słuch i już nie może chodzić do tej szkoły, człowiek, który pracuje - nie może w takiej sytuacji pracować dalej.
To nieludzkie najpierw przywracać, a później odbierać ludziom słuch. Taka sytuacja ma również określony wymiar ekonomiczny. Osobami, które nagle nie słyszą, czekają na wymianę procesora mowy, trzeba się opiekować, wykładać publiczne pieniądze na opiekę nad nimi, ich utrzymanie czy zapewnienie edukacji. To jest nie tylko nieludzkie ale też i nieekonomiczne.
Długie oczekiwanie na wymianę procesora mowy to ogromne koszty, choćby związane z niezdolnością do pracy, zasiłkami socjalnymi, z koniecznością nauki porozumiewania się, pracy w warunkach specjalnych, nauczania w szkole specjalnej.
Po co mamy wycofywać dzieci do szkół specjalnych, skoro one chodziły do tej pory do zwykłych szkół i nie wymagały dodatkowych nakładów finansowych od państwa. Tym bardziej, że z badań wynika, iż dzieci zaimplantowane osiągają nawet lepsze wyniki w nauce od swoich rówieśników, którzy nie mają problemów ze słuchem.
Teoretycznie wymiana wadliwego procesora w ramach finansowania z NFZ należy się po 5 latach działania procesora. Jednak niektórzy pacjenci nie wymieniają procesorów mowy przez 7-8 lat, bardzo o nie dbają.
Z jednej strony, po zaimplantowaniu mamy osobę sprawną, a w przypadku awarii procesora mowy - osobę niepełnosprawną, którą trzeba się zająć. Przykładowo matka musi zrezygnować z pracy i zająć się dzieckiem, trzeba zapewnić temu dziecku opiekę logopedyczną, naukę czytania z ust i ono cofa się w rozwoju. Chory dorosły traci pracę.
Ta okropna sytuacja osób oczekujących na wymianę procesora mowy nie jest nowa. Pisano o tym, mówiono, dyskutowano. Natalia, której historię opowiedzieliśmy na początku tego artykułu, mówi nam nawet, że już przestaje wierzyć, że coś się zmieni w kwestii wymiany procesora mowy.
Według posiadanych przeze mnie informacji, w popularnej i obleganej przez pacjentów placówce w Kajetanach osoby, których problem zdrowotny został określony jako pilny, czekają ok. dwóch miesięcy. Ponad 400 dni czekają osoby, których problem nie został określony jako pilny.
Miejmy nadzieję, że z rozmów i ustaleń Ministerstwa Zdrowia coś w końcu wyniknie. Nie można dokonywać "cudu" i dawać słuch osobom niesłyszącym, a później tego "cudu" nie pielęgnować.To nie tylko nieetyczne ale też zwyczajnie nieopłacalne.