
– Odbieramy ok. 300 telefonów dziennie. Sytuacji zagrożenia życia i zdrowia jest około 2-4 dziennie. Przez cały 2020 rok było ich 747, teraz od stycznia jest ich 330. To bardzo dużo, a liczba cały czas rośnie – mówi w rozmowie z naTemat Paula Włodarczyk – psycholog, pedagog, koordynatorka 116 111, telefonu zaufania dla dzieci i młodzieży, który prowadzi Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę.
Mamy więcej kontaktów, ale to się pozmieniało. Wcześniej, przed pandemią, więcej osób dzwoniło, a mniej pisało. Teraz ta tendencja się odwróciła. Dzieci i młodzież kontaktują się z nami online niemal dwukrotnie częściej niż przed pandemią, mówiąc, że trudno jest im rozmawiać przez telefon, bo słyszą to inni domownicy. Nie mają intymności i komfortowej przestrzeni do tego, by móc porozmawiać.
Albo dzwonią, kiedy nikogo nie ma w domu, albo wychodzą na spacer. Czasami dzwonią, kiedy spacerują z psem. W 2020 roku był moment, kiedy dzieci i młodzież nie mogły wychodzić z domu bez opieki dorosłego. Wtedy było najgorzej. Dzieci kontaktowały się z nami i mówiły, że już tego nie wytrzymują, że nie mają siły tak funkcjonować. Czasami rodzic był z nimi w tym samym pomieszczeniu, bo są przecież rodziny, które żyją razem na małej przestrzeni. I tego komfortu tam nie ma w ogóle.
Dzieci często mówiły, że nie mogą się łączyć na lekcje, bo nie mają tylu komputerów w domu. Do tego wspominały, że internet nie jest wydolny, tak by rodzice mogli pracować, a dzieci uczestniczyć w lekcjach. Tych trudności w pandemii przybyło. Zmieniła się ranga problemów. Wcześniej wydawały nam się one nierealne czy prozaiczne, a teraz bardzo utrudniają funkcjonowanie.
Rozmowy trwają tyle, bo bardzo często dzwonią do nas osoby w kryzysie, kiedy ich życie lub zdrowie jest zagrożone. Albo osoby, które zmagają się od dawna z obniżonym nastrojem czy lękiem lub depresją. Te osoby potrzebują czasu, by jakkolwiek się w tej rozmowie otworzyć, nawiązać kontakt, zaufać osobie, z którą rozmawiają.
Chcemy je wspierać i poszukać razem z nim rozwiązań, które są możliwe w jego sytuacji. Podążamy za nim i jesteśmy uważni w rozmowie. Pokazujemy, że mu wierzymy. Szukamy też zasobów w otoczeniu dziecka, które są możliwe, z których może skorzystać. Choćby szukając zaufanej osoby dorosłej w otoczeniu.
Nie ma takiej możliwości, bo telefon jest anonimowy. Dzieci nam się nie przedstawiają. Jedynym odstępstwem od tej sytuacji jest moment, kiedy zagrożone jest życie i zdrowie dziecka. Wtedy decydujemy się na interwencję i na wezwanie pomocy do dziecka. Czasem posiadamy dane dziecka, bo np. ono nam je poda, bo chce pomocy. Wtedy wzywamy pomoc do dziecka, często działając na mocy porozumienia z policją. W takiej sytuacji dostajemy informację zwrotną, co się z dzieckiem zadziało, np. że dziecko zostało przewiezione na konsultację psychiatryczną albo że dzieckiem zaopiekowali się rodzice i zobligowali się do udzielenia mu pomocy.
To tylko część naszych rozmów. W 2020 roku było ich łącznie ponad 61 tysięcy. Cała reszta rozmów, poza interwencjami, to bardzo poważne sprawy. Dzwonią do nas młode osoby z przemocą, myślami samobójczymi, zaburzeniami odżywiania, depresją, problemami z rówieśnikami czy rodziną.
Potrzeby są bardzo duże. Na ten moment mamy głównie prywatnych sponsorów, którzy nas wspierają. Dzięki czemu jesteśmy w stanie działać 24 godziny na dobę. Mamy niewielki grant z MSWiA. Jesteśmy w trakcie oczekiwania na wynik konkursu, na całodobową linię dla dzieci i młodzieży, ogłoszonego przez Ministerstwo Zdrowia. Mamy nadzieję, że będziemy mogli dalej pomagać dzieciom i nastolatkom z całej Polski nie martwiąc się o finanse.
