
Kobiety w Polsce boją się dziś zachodzić w ciążę. I słusznie. Bywa, że lekarze ze strachu przed prokuraturą wzbraniają się przed wykonywaniem zabiegów nawet w przypadkach zagrożenia życia i zdrowia kobiet. Tak było w przypadku Magdy, która była w niemożliwej do utrzymania ciąży pozamacicznej. Dziś w Sejmie odbędzie się głosowanie nad projektem Ustawy ratunkowej, która ma zapobiec takim sytuacjom.
Październik 2020: duma i wściekłość
Rodzina jakich wiele
Magda ma 34 lata, ciemne włosy do ramion, wyższe wykształcenie. Pracuje z dziećmi i to uwielbia. Gdy decyzja Trybunału się uprawomocniła, poczuła ulgę, że zdecydowali się z mężem na powiększenie rodziny kilka lat wcześniej.Procedura dręczenia
Nie było jednak czasu na oswojenie się z ciążą, bo po kilku dniach Magda zaczęła obficie krwawić. Jej ginekolog nie mógł jej przyjąć, ale potem krwawienie się nasiliło i doszły do niego bóle brzucha. Pojechała do szpitala."Dziś mija miesiąc od mojej operacji. Operacji ratującej życie. Żyję, więc powinnam być wdzięczna lekarzom za ratunek. Szpital w Wielkopolsce, oddział ginekologiczny, tutaj zaczął się największy – jak do tej pory – koszmar, jakiego doświadczyłam w życiu. (...)"
Kto rozwiąże ręce służbie zdrowia
Z Magdą nikt nie rozmawiał, nic jej nie wyjaśniał. Sama poszła do dyżurki, żeby zapytać, kiedy planują zabieg. Poirytowana lekarka wyjaśniła jej, że przecież skoro płód rośnie, to jasne, że żyje. A skoro żyje, to oni mają związane ręce. Sam musi obumrzeć."Słyszę: taki mamy teraz klimat, aborcji się nie robi. Ale przecież chodzi o usunięcie ciąży pozamacicznej, z której nigdy nie urodzi się dziecko, a która dla mnie jest szalenie niebezpieczna".
Kobieta na stole
W poniedziałek Magda i wspomniana lekarka poszły do ordynatora. Ginekolożka pokazywał mu kolejne wyniki, zdjęcia z USG, wreszcie zbadała Magdę przy nim. Ordynator pokiwał głową i wyraził zgodę na zabieg. Operacja miała być nazajutrz."Jadąc na blok operacyjny, czułam się bardzo źle, ale było mi już wszystko jedno. Zwyczajnie cieszyłam się, że to początek końca tego psychicznego horroru".
Hydroksyzynka dobra na wszystko
Sekretarka, która widziała kilka dni wcześniej jak Magda rozpłakała się, nie mogąc wejść do gabinetu ordynatora, poprosiła szpitalnego psychologa, żeby z nią porozmawiał. Ten wysłuchał, pokiwał głową i powiedział, że "tak to już jest" i że zaraz dostanie "hydroksyzynkę"."Pisząc te słowa płaczę. Ilekroć o tym myślę, czuję, jak mnie to wewnętrznie zgniotło. Po dwóch tygodniach hospitalizacji mogę na palcach jednej ręki policzyć osoby, które znały znaczenie słowa empatia. (...) Byłam numerkiem. Zupełnie nieistotnym".
