
W Rzeszowie z jej powodu nie żyją już 22 osoby. Chodzi o legionellę. Źródło zakażenia tą bakterią wciąż nie jest znane. Teraz bakterię wykryto w jednym ze stołecznych przedszkoli. Czy mieszkańcy stolicy mają się czego obawiać? Ekspertka zajmująca się tematem od lat wyjaśnia w rozmowie z naTemat.pl, skąd większa liczba wykrytych przypadków.
Prof. Marta Palusińska-Szysz z Katedry Genetyki i Mikrobiologii na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie w rozmowie z naTemat.pl tłumaczy, że bakterie legionella występują powszechnie, a co roku w Polsce oficjalnie zgłaszanych jest od kilku do kilkudziesięciu przypadków legionellozy. Do zakażenia najczęściej dochodzi drogą inhalacyjną, o czym pisaliśmy już w naTemat. Jednak faktycznych przypadków zapewne jest znacznie więcej, tylko nie są one wykrywane i zgłaszane.
– Przypadki legionellozy zawsze występowały w mniejszym lub większym stopniu, występują i będą występowały – mówi ekspertka, zajmująca się od lat badaniem bakterii legionella.
Przyznaje, że mieliśmy szczególnie duże ognisko w Rzeszowie i to spowodowało, że odczuwamy większy strach związany z zakażeniem legionellozą. Tym bardziej że mieliśmy pandemię COVID-19, co wzmaga obawę przed występowaniem i rozprzestrzenianiem się wszelkich innych patogenów.
Wyczuleni na legionellę
Uspokaja jednak, że to, iż obecnie - po ognisku zakażeń w Rzeszowie - potwierdzono wykrycie bakterii legionella w przedszkolu w Warszawie - nie oznacza, iż mieszkańcy Warszawy czy innych miejscowości mają powód do niepokoju, a bakteria rozprzestrzenia się na jakąś większą skalę niż zazwyczaj.
– To raczej efekt tego, że po świeżym ognisku choroby w Rzeszowie jest większe wyczulenie lekarzy i diagnostów na tę bakterię, jesteśmy bardziej nastawieni na diagnostykę choroby legionistów, przeprowadza się większą niż zazwyczaj liczbę testów w tym kierunku, co może wpływać na większą wykrywalność -tłumaczy ekspertka.
Według niej nie jest to nic nadzwyczajnego i nie oznacza, że warszawiacy mają teraz obawiać się ogniska w stolicy.
– Jeden przypadek nie świadczy o tym, że mamy jakieś szczególne niebezpieczeństwo, bo zachorowania występowały zawsze – wyjaśnia.
Z pewnością - jak dodaje - nie jest tak, że bakteria wykryta w Rzeszowie przemieściła się w inne regiony naszego kraju. Bakteria nie przenosi się też z człowieka na człowieka.
Przypomina, że źródłem zakażenia jest najczęściej jakiś system wodny, który nie został wystarczająco skontrolowany i zdezynfekowany.
Według danych światowych 2/3 przypadków ma nieznane źródło pochodzenia. Ciężko bowiem dojść - jak mówi ekspertka, gdzie ktoś oddychał skażonym aerozolem, zwłaszcza gdy są to pojedyncze przypadki.
Efekt temperatury
Jednocześnie prof. Marta Palusińska-Szysz przyznaje, że namnażaniu się bakterii sprzyjają określone warunki, które obecnie się pojawiły. Chodzi o określone temperatury, jakie w ostatnich tygodniach panują w Polsce.
– Temperatura jest jednym z czynników predysponujących do rozwoju tej bakterii. Legionella najlepiej namnaża się w temperaturze 25-35 stopni. To są bardzo dobre warunki dla rozwoju tych drobnoustrojów – wyjaśnia ekspertka.
Z tego powodu - w ramach bezpieczeństwa - radzi unikać skupiania się w okolicach fontann oraz mgiełek wodnych. Są one w upały źródłem ochłody, ale są też źródłem wytwarzania aerozolu wodnego, którego wdychanie, gdy w wodzie są bakterie legionella, może wywołać legionellozę.
Powakacyjne zastoje
Dodatkowym czynnikiem, który może sprzyjać większej liczbie zakażeń - jak przyznaje ekspertka - są wakacyjne przerwy w użytkowaniu prysznica czy kranu, gdy wyjeżdżamy na urlop na kilka dni lub tygodni. Także przedszkola zwykle mają wakacyjne przerwy, gdy są zamknięte na tydzień lub dwa tygodnie.
Bakterie mają wtedy lepsze warunki do tego, aby się namnażać w wilgotnych rurach.
– Wszelki zastój wody i brak recyrkulacji, ślepe zaułki, to wszystko sprzyja lepszemu namnażaniu się bakterii legionella. Brak przepływu wody to taki czynnik, który oprócz całego szeregu innych, wpływa na to, że bakterie się namnożą. One normalnie występują w wodzie i nie stanowią dla nas zagrożenia, ale dopiero gdy namnożą się w dużej ilości, tworzą dawkę infekcyjną niebezpieczną dla zdrowia człowieka – tłumaczy prof. Marta Palusińska-Szysz.
Po powrocie z kilkudniowego urlopu warto więc zacząć od puszczenia wody przez kilka minut z nieużywanych kranów i pryszniców, ale z zachowaniem środków bezpieczeństwa. Powinno się wyjść z takiego pomieszczenia, gdy woda leci, bo przy okazji wytwarza się wówczas wodny aerozol.
– Szanse zachorowania nie są zbyt duże. Powinniśmy zachowywać środki ostrożności, gdy jesteśmy w obecności fontanny, mgiełki wodnej i jakiegoś aerozolu wodnego. Powinniśmy dezynfekować prysznice w domu, zwłaszcza gdy przez pewien czas nie były używane – mówi ekspertka.
Szczególne grupy ryzyka
Profesor lubelskiego uniwersytetu wyjaśnia ponadto, że bakterie legionella są szczególnie groźne dla określonych grup ryzyka.
Zdecydowana większość z nas ma sprawnie funkcjonujący układ odpornościowy, który doskonale radzi sobie z takim zakażeniem, a infekcja przebiega bezobjawowo lub z łagodnymi objawami przypominającymi przeziębienie czy grypę. Nawet jeżeli dojdzie do zapalenia płuc, to u takich osób zwykle nie wymaga ono hospitalizacji.
Jednak w przypadku określonej grupy osób, zapalenie płuc będące objawem legionellozy, może już być poważnym zagrożeniem dla ich zdrowia, a nawet życia.
– To osoby, które mają obniżoną odporność, która wynika z różnych przyczyn. Chodzi o osoby starsze, osoby z chorobami współistniejącymi, osoby z obniżoną z różnych powodów odpornością. Dla nich choroba legionistów może być niebezpieczna, a wręcz śmiertelna – ostrzega ekspertka.
Osoby te przechodzą zapalenie płuc ciężej i wymagają hospitalizacji, niekiedy wspomagania oddychania. Przy odpowiednim leczeniu znaczna część z nich ma szansę na wyzdrowienie.
Zobacz także