
Kolejny "odesłany" pacjent zmarł. 71-latek trafił na SOR do jednego z koszalińskich szpitali po tym jak dwukrotnie się przewrócił. Lekarze stwierdzili tylko uraz nadgarstka i odesłali pacjenta, nie badając głowy. Następnego dnia pękł mu krwiak w mózgu, znów trafił do szpitala, gdzie przeszedł dwie operacje. Nie odzyskał już przytomności, a na początku maja zmarł. Syn ma żal do szpitala i lekarzy. Dla rodziny to tragedia, ale taki mamy system. Właściwie nigdzie nie jest idealny – przyznaje ekspert.
Lekarz - zdaniem syna zmarłego pacjenta pana Zbigniewa - zbagatelizował to, że pacjent dwa razy przewrócił się tego dnia, gdy wyszedł z psem po powrocie z dializy.
– Nie wykonano badań np. głowy typu tomografia komputerowa czy rezonans, aby sprawdzić, czy nie doszło do urazu głowy. Nie zostawiono ojca na obserwacji, ale wypisano go po dwóch godzinach do domu, a w karcie widnieje tylko informacja o urazie nadgarstka – relacjonuje syn zmarłego w rozmowie z naTemat.pl po tym, jak przysłał do naszej redakcji list.
Kolejnego dnia pacjentowi pękł krwiak w mózgu i znów trafił do szpitala, gdzie był operowany dwukrotnie i nie odzyskał już przytomności, a po kilku tygodniach na OIOM-ie zmarł. W międzyczasie przeszedł jeszcze poważne zakażenie.
Syn zmarłego zarzuca lekarzom, że za pierwszym razem nie zajęli się odpowiednio jego ojcem, nie zrobili wszystkich niezbędnych badań, dzięki którym być może udałoby się wykryć krwiak i zapobiec śmierci z jego powodu.
Syn ma też liczne zastrzeżenia do sposobu, w jaki zajmowano się jego ojcem na SOR-ze, OIOM-ie, ale też do komunikacji z personelem szpitala, problemów z uzyskaniem podstawowych informacji o tym, co się działo z jego ojcem, odpowiedzi, jakie słyszał od lekarza.
Szpital broni się
O stanowisko poprosiliśmy szpital, który w odpowiedzi broni swojego postępowania.
"Wobec pacjenta (...) zostały dochowane wszelkie właściwe procedury. Podczas pierwszego pobytu pacjenta w Szpitalu (15 marca br.) nie było podstaw do przeprowadzenia poszerzonej diagnostyki w postaci tomografii komputerowej. Pacjent zgłosił lekki uraz ręki i lekarz to potwierdził. Przy tym pacjent nie uskarżał się na dodatkowe bóle, nie zgłaszał też, że uderzył się w głowę, ani też lekarz nie stwierdził żadnych urazów głowy u pacjenta, co mogłoby zaniepokoić i przyczynić się do przeprowadzenia dodatkowych badań" – napisała w odpowiedzi na nasze pytania rzeczniczka prasowa szpitala w Koszalinie Marzena Sutryk.
Jak dodała, "według oceny lekarza - nie było do tego podstaw".
Z kolei, gdy pacjent trafił do szpitala po raz drugi - jak tłumaczy rzeczniczka - "był nieprzytomny, nie udało się wówczas przeprowadzić wywiadu, który pozwoliłby wyjaśnić, co się stało przed przyjazdem do Szpitala i jaka mogła być przyczyna urazu".
Sekcja zwłok pomoże wyjaśnić wątpliwości
Z relacji syna wynika, że przyczyną śmierci jego ojca był krwiak mózgu, który według niego powstał w wyniku upadków, po których 71-latek po raz pierwszy zgłosił się do szpitala.
Wątpliwości dotyczące faktycznej przyczyny śmierci pomoże wyjaśnić sekcja zwłok, jaką zleciła prokuratura, po tym, jak o taką zapytał szpital.
Rzeczniczka szpitala poinformowała, że placówka "wystąpiła z zapytaniem, załączając dokumentację, czy prokuratura decyduje się na przeprowadzenie sekcji zwłok".
Jak wyjaśnia Marzena Sutryk, to "standardowe działanie w takich sytuacjach".
"Zawsze kierujemy tego typu zapytanie do prokuratury, gdy doszło do urazu, wypadku, czy zatrucia u pacjenta, który zmarł, a także wówczas, gdy doszło do samobójstwa. Po stronie prokuratury jest wtedy decyzja co do dalszych działań" – podkreśla rzeczniczka szpitala.
Sprawa trafiła do prokuratury rejonowej w Koszalinie, ale z początkiem czerwca syn zmarłego dostał pismo o przeniesieniu sprawy - ze względu na jej przedmiot - do prokuratury okręgowej.
W sprawie - jak wynika z dokumentów przesłanych nam przez syna pana Zbigniewa - została zlecona sekcja zwłok, która ma pozwolić na bardziej szczegółową odpowiedź dotyczącą przyczyny zgonu i związku przyczynowo-skutkowego z wcześniejszą sytuacją.
Systemowy problem
Każda taka sprawa to tragedia dla rodziny zmarłego pacjenta i powracające pytania: Czy lekarze mogli zrobić więcej, aby uratować czyjeś życie? Czy system nie jest źle skonstruowany?
Co jakiś czas głośno jest o przypadku odesłania pacjenta, który następnie umiera - zdarza się, że nawet tuż przed placówką.
W maju odesłany z SOR szpitala w Rzeszowie 30-latek zmarł na przystanku przed szpitalem. Także w maju 23-letni mężczyzna po zaopatrzeniu na SOR w lęborskim szpitalu został wypisany do domu, objawy pogorszyły się, trafił do innego szpitala, gdzie nie zdołano go uratować.
W kwietniu 29-latek trafił do szpitala w Łodzi z urazem głowy. Tuż po otrzymaniu pomocy i opuszczeniu placówki upadł twarzą na chodnik. Na miejscu pomocy próbowali udzielić mu przechodnie, ale podjęte działania nie przyniosły oczekiwanego skutku.
Nie ma miesiąca, aby media nie nagłaśniały podobnej sprawy.
Każda taka śmierć to tragedia dla rodziny i wątpliwości, czy tam, gdzie oczekujemy, że uzyskamy pomoc w sytuacji zagrożenia zdrowia lub życia, na pewno ją otrzymamy.
Specjalista w dziedzinie zdrowia publicznego, ekspert w dziedzinie ratownictwa medycznego, i wieloletni dyrektor Lotniczego Pogotowia Ratunkowego Robert Gałązkowski nie ma złudzeń, że "ten problem i takie przypadki występują w zasadzie na całym świecie i to nie jest tylko polska przywara".
Dodaje jednak, że obecny system ochrony zdrowia w Polsce jest daleki od ideału i m.in. to może przyczyniać się do takich sytuacji.
Przepełnione SOR-y
Jednocześnie ekspert przekonuje, że "dobrze zrobiony wywiad medyczny i dobrze zbadany pacjent, holistyczne podejście, mogą niwelować takie sytuacje, ale zawsze wszystko jest w ludziach".
– Do tego dochodzą SOR-y przepełnione pacjentami, którzy nie powinni tam trafić, ale powinni zgłaszać się do POZ lub na nocną pomoc, personel SOR-ów sfrustrowany tą sytuacją, czasem pojawiająca się rutyna i to wszystko może wpływać na racjonalne spojrzenie na wszystko – mówi Robert Gałązkowski.
Jak dodaje, są oczywiście określone procedury, które funkcjonują na całym świecie i zaczynają funkcjonować również w Polsce, ale żadna z nich nie zastąpi zdrowego rozsądku.
– Na pewno w tym wszystkim jest potrzebny zdrowy rozsądek, holistyczne badanie pacjenta, interdyscyplinarny wywiad – przekonuje.
Jednak jak ocenia, obecnie na szali są dwa zjawiska.
– SOR stał się obecnie lekiem na całe zło dla pacjentów, bo tu liczą na szybką diagnostykę, szybkie załatwienie sprawy. Z drugiej strony jest narastające zmęczenie i frustracja personelu, które mogą powodować pominięcie jakichś elementów w badaniu pacjenta czy jego kwalifikacji do właściwej procedury – stwierdza ekspert.
– Gdyby na SOR zamiast 200 pacjentów na dobę, trafiło 60, którzy faktycznie tej pomocy potrzebują, to o ile więcej czasu można im poświęcić. Teraz jest presja, bo pacjenci przesiadują tam godzinami. Jaka jest tam atmosfera? Wzajemne pretensje – uważa Gałązkowski.
Jego zdaniem nie ma tu jednak jednego prostego rozwiązania, ale trzeba dążyć m.in. do tego, aby SOR-y zajmowały się tylko pacjentami w sytuacji zagrożenia zdrowia i życia, a pozostałe osoby trafiały do lekarza POZ i na nocną pomoc lekarską.
Zobacz także
