
Prawica i Kościół poszły na ostrą konfrontację z Ministerstwem Edukacji w sprawie edukacji zdrowotnej. Co takiego w nowej podstawie programowej zdenerwowało Grzegorza Brauna i Przemysława Czarnka? I czy mają oni słuszne obawy?
Od 1 września 2025 roku w polskich szkołach wprowadzono edukację zdrowotną, która zastąpiła dotychczasowe wychowanie do życia w rodzinie. Przedmiot jest nieobowiązkowy – rodzice mogą wypisać dziecko do 25 września, a pełnoletni uczniowie sami decydują o uczestnictwie.
Dość niespodziewanie nowy przedmiot wywołał bardzo ostrą reakcję części środowisk prawicowych i Kościoła. Na tyle ostrą, że są szkoły, gdzie dosłownie wszyscy rodzice wypisali z niego swoje dzieci.
Prym w straszeniu polskich rodzin wiodą w tym kontekście Grzegorz Braun oraz Przemysław Czarnek. Obaj widzą w edukacji zdrowotnej źródło "deprawacji, demoralizacji i seksualizacji najmłodszych", na co stanowczym protestem reaguje Ministerstwo Zdrowia. Co jest zatem w nowym przedmiocie aż tak niebezpiecznego, że rozsierdziło prawą stronę naszej strony politycznej?
O co chodzi z aferą o edukację zdrowotną?
Podstawa programowa podpisana przez Ministerstwo Edukacji wymienia obszary takie jak wartości i postawy, zdrowie fizyczne, aktywność, odżywianie, zdrowie psychiczne i społeczne, dojrzewanie, zdrowie seksualne, profilaktyka uzależnień, zagadnienia środowiskowe oraz system ochrony zdrowia – a więc przedmiot ma charakter interdyscyplinarny i profilaktyczny. I to właśnie rozdział dotyczący zdrowia seksualnego stał się osią sporu.
W podstawie programowej dla starszych klas pojawiają się zapisy mówiące o zagrożeniach związanych z seksualnością – od groomingu i sextingu po pornografię i prostytucję z udziałem małoletnich – oraz o potrzebie omawiania pojęć takich jak orientacja psychoseksualna i tożsamość płciowa. W dokumencie określono przy tym, że część wymagań ma charakter fakultatywny.
Przeciwnicy nowego przedmiotu, w tym Prezydium Konferencji Episkopatu Polski, argumentują, że program marginalizuje tradycyjną wizję rodziny i zbyt szeroko wprowadza treści odnoszące się do tożsamości płciowej czy środowiska LGBTQ+, co – ich zdaniem – grozi "seksualizacją" i "demoralizacją młodzieży".
Hierarchowie Kościoła wskazują, że podstawowe pojęcia dotyczące małżeństwa i rodziny (ojciec, matka, dzieci) zostały potraktowane zdaniem Episkopatu w sposób niewystarczający i w efekcie program zrywa z katolicką wizją wychowania, w czym wtóruje Kościołowi polska prawica.
Barbara Nowacka broni edukacji zdrowotnej
W obronie nowego przedmiotu stanęła ministra edukacji Barbara Nowacka, która w mediach stwierdziła, że zarzuty części polityków wynikają z ich nieznajomości podstaw programowych, co świadczy o rażącej ignorancji. Powiedziała też, że w obliczu pogłębiającego się kryzysu psychicznego i problemu uzależnień wśród młodzieży, państwo ma obowiązek pilnie reagować.
Podkreśliła, że zdrowie seksualne jest nierozerwalnym elementem ogólnego zdrowia i bezpieczeństwa, a nauka o ochronie przed przemocą jest kluczowa. Zaznaczyła, że zakres tematyczny nowego przedmiotu jest podobny do tego, który był wcześniej w Wychowaniu do życia w rodzinie.
Nowacka powołała się także na głosy ekspertów i rodziców, którzy uważają, że rzetelna edukacja powinna odbywać się w szkole, a nie w internecie, gdzie młodzi ludzie są narażeni na nieprawdziwe informacje oraz pornografię.
Zobacz także