Przemysław Saleta był mistrzem świata w kick-boxingu, ale wiele osób, które nie interesują się sportami walki, kojarzy go głównie z tego, że jest ojcem, który oddał nerkę swojej córce.
Przemysław Saleta był mistrzem świata w kick-boxingu, ale wiele osób, które nie interesują się sportami walki, kojarzy go głównie z tego, że jest ojcem, który oddał nerkę swojej córce. Fot. Wydawnictwo Wielka Litera

– Nie dam się zwariować. Nie chcę żyć wiecznie, ale chcę zachować sprawność do końca swoich dni. To dlatego zainteresowałem się długowiecznością i biohackingiem. Polubiłem uczucie głodu – mówi Przemek Saleta.

REKLAMA

Dla fanów sportu mistrz świata w kick-boxingu, dla innych celebryta, który oddał córce nerkę. Jak mało kto, wie, jak dbać o ciało i psychikę. I podpowiada, jak zacząć to robić, gdy przegapiło się najlepszy czas i przygodę z dietą, siłownią i zdrowym stylem życia zaczyna dopiero po 30., 40., a nawet po 50. czy 60. urodzinach.

Podobno masz plan, żeby dożyć 100 lat?

Muszę to od razu skorygować! Nie mam planu, żeby dożyć setki. Nie chcę żyć wiecznie! Zależy mi na tym, by do końca swoich dni, bez względu na to, ile ich będzie, zachować sprawność i jakość życia.

To i tak chyba ciężka praca? Na sportowej "emeryturze" mógłbyś sobie pofolgować.

Bardzo lubię jeść, ale moja forma fizyczna i samopoczucie są ważniejsze. Zainteresowałem się biohackingiem i długowiecznością. Badania pokazują, że najważniejsza jest aktywność fizyczna. I jedzenie.

A w praktyce – jak to wygląda u ciebie?

Po pierwsze, jestem niemal non stop na deficycie kalorycznym i jem tylko w oknie czasowym. Dzięki temu od czasu mogę najeść się niezdrowych rzeczy, bo jeden dzień pofolgowania nie ma znaczenia.

Po drugie, od czasu do czasu stosuję głodówki – ostatnio były to prawie cztery doby – ponad 90 godzin.

I jak to działa?

Organizm pozbywa się "starych" komórek, to tzw. autofagia. Widzę u siebie efekty zdrowotne, także tego, że jestem na diecie niskowęglowodanowej ketogenicznej. Polubiłem uczucie głodu i wolę je dziś niż uczucie przejedzenia.

Chodzisz wiecznie głodny i jeszcze to lubisz?

Tak. Pierwszy posiłek jem ok. godz. 14, a drugi – ostatni – o godz. 18.

Jak to wytrzymujesz? O której się budzisz i co jesz na te posiłki?

Budzę się o godz. 7 i "oszukuję się" czarną kawą bez cukru. Piję też dużo wody. A w dni, gdy robię głodówki – elektrolity i sól.

Zrobiłem badania DNA, które pokazały mój metabolizm. Potwierdziły moje obserwacje z czasów intensywnego uprawiania sportu.

Czyli co?

To, że mam lepszy metabolizm tłuszczów i białek niż węglowodanów. Nie przytyję od golonki, a od makaronu – tak. Oczywiście mówię to w przenośni, bo w ostatecznym rozrachunku liczy się ilość kalorii. I lepiej się na takiej diecie czuję. Nie tylko fizycznie. Jaśniej mi się myśli, bo nie ma takiego "przymulenia", jak po makaronie i chlebie, które bardzo lubię, ale po nich robię się śpiący.

A co jesz na te dwa posiłki?

Jem w kółko to samo. Mam to w naturze, że jak mi coś smakuje, to mogę cały czas to jeść. I z natury jestem minimalistą. Lubię upraszczać sobie życie. Nie mam zbyt wielu ubrań w szafie, a 90 procent z nich jest czarna. Wszystko pasuje do wszystkiego i nie muszę się zastanawiać nad tym, co ubrać.

Moje zakupy też wyglądają zawsze tak samo: jogurt naturalny, owoce jagodowe, wołowina, piersi z kurczaka, łosoś, jajka i orzechy.

A że lubię słodki smak, na śniadanie jem jogurt naturalny z odżywką białkową i jagodami czy malinami, a na drugi posiłek – jajka albo stek. A jak od czasu kupię ptasie mleczko, to za każdym razem jestem zawiedziony i myślę, że kiedyś było lepsze.

Może było?

Nie. Zmieniał mi się smak.

Jak się wytrzyma miesiąc na takiej diecie, znikają zachcianki.

Nie chudniesz ponad miarę na takiej diecie?

Tłuszcz jest lepszym paliwem dla mojego mózgu niż węglowodany. Każdy zrzucony kilogram wagi zdejmuje 4 kg obciążenia z kolan i 6 kg z bioder, więc muszą dostarczać organizmowi wszystkiego, czego potrzebuje, ale równocześnie jak najmniej ważyć, bo to nie obciąża stawów.

To ile dziś ważysz?

Tyle, ile ważyłem w 1995 r., przechodząc do wagi ciężkiej, czyli 100 kg. Był moment, kilka lat temu, gdy non stop siedziałem na siłowni i ważyłem wtedy 128 kg. A moja normalna waga to było 110 kg.

Przy jakim wzroście?

194 cm.

Tak zachwalasz dietę keto i niskowęglowodanową, bo się dobrze na nich czujesz. Jednak lekarze doradzają głównie dietę śródziemnomorską jako najzdrowszą, także, jeśli chodzi o długowieczność. A keto tylko w niektórych chorobach, pod kontrolą lekarzy. Doradźmy ludziom, żeby skonsultowali się z nimi, zanim bezkrytycznie zainspirują się twoim trybem życia…

Zdecydowanie! Ja jestem przebadany i regularnie – co miesiąc czy dwa – robię przynajmniej badania krwi. I znam świetnie swoje ciało po latach uprawiania sportu.

Zawsze zaznaczam, że jak ktoś się wprowadza zmiany w życiu – czy to jadłospis, czy trening, musi się uważnie obserwować. I wprowadzać to małymi krokami.

Nigdy do końca nie wiemy, jak nasz organizm zareaguje. A do tego, jak ktoś rzuca się na zbyt mocny trening czy restrykcyjną dietę, po tygodniu siada mu głowa. I się poddaje.

A zapewniam, że jak zaczniesz się ruszać dwa razy w tygodniu i zobaczysz efekty, to się zachęcisz. To nie jest bieg na 100 metrów, tylko, jeśli już, maraton.

A poza dietą, masz inne sposoby na bycie w formie? Michael Jackson leżał w namiocie tlenowym, a milioner Brian Johnson wydaje mnóstwo pieniędzy, by cofnąć swój wiek biologiczny.

Nie, nie chcę dać się zwariować! Nie będą niewolnikiem stylu życia. Wybieram to, co nie jest zbyt czasochłonne, wydaje mi się logiczne i czego efekty widzę na sobie.

Wspomniałeś, że oprócz diety ważny jest wysiłek fizyczny. Ile czasu spędzasz na siłowni?

Mój trening, na obecnym etapie życia, jest nastawiony na bycie w formie, a nie na wyczyn, więc przede wszystkim musi być bardzo różnorodny: siłownia, boks i dużo kardio na bieżni. Każdy trening zaczynam od ćwiczenia mobilności, a kończę rozciąganiem. Zależy mi na sprawności i dobrym samopoczuciu.

Często trenujesz?

Do niedawna od czasu do czasu, dwa razy dziennie. Dziś to nie ma sensu, więc jak mam czas i czuję się na siłach, to trenuję tylko raz codziennie. A jak jestem przemęczony albo nie mam czasu, to w ogóle nie idę na trening. I 20 lat temu miałbym z tego powodu wyrzuty sumienia, a dziś nie mam.

A co możesz doradzić tym, którzy nigdy nie uprawiali sportu i nie byli na siłowni i teraz się ocknęli, a dobiegają 40., 50., czy 60.?

Warto wziąć trenera. Starszego, a nie dwudziestolatka, bo ten nie ma pojęcia, jak funkcjonuje organizm 40- czy 50-latka. A jak ktoś się bardzo wstydzi, że nie jest w formie i nie chce trenera i siłowni, to polecam spacery. Najlepiej na bieżni i pod górkę, bo obciążenie jest większe i skuteczność treningu jest lepsza. Można jednak po prostu wyjść z domu na dwór i przejść kilka kilometrów, ale intensywnie i dodać do tego ćwiczenia rozciągające. Szybki spacer to prosty, świetny trening dla każdego i w każdych warunkach.

Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o karierze sportowej Przemka Salety i jego sposobach na motywację, sięgnijcie po książkę „Saleta”, którą napisał z Aldoną Sosnowską-Szczuką.