
– Dramat dotyczy jednej i drugiej strony – mamy ofiarę śmiertelną, ale dla potencjalnej sprawczyni też jest to absolutnie dramat. A także dla ich bliskich – mówi dr n.med. Aleksandra Lewandowska, konsultantka krajowa w dziedzinie psychiatrii dzieci i młodzieży, z którą rozmawiamy o zabójstwie 11-letniej uczennicy w Jeleniej Góry.
Czy 11-letnią dziewczynkę w Jeleniej Górze zabiła rok starsza uczennica tej samej Szkoły Podstawowej nr 10? Na jej zatrzymanie zgodził się natychmiast sąd rodzinny, a policja już ją przesłuchała. Z każdą godziną poznajemy nowe fakty dotyczące zabójstwa. O tragedii rozmawiamy dr n.med. Aleksandrą Lewandowską, konsultantką krajową w dziedzinie psychiatrii dzieci i młodzieży.
Pani Doktor, prawdopodobnie za śmierć 11-latki z Jeleniej Góry może być odpowiedzialna rok starsza dziewczynka, uczennica tej samej szkoły. To na pewno dla wielu osób w Polsce, szczególnie rodziców, może być szokujące. Czy może pani skomentować tę sytuację i podpowiedzieć, czy możemy coś zrobić, a jeśli tak, to co, żeby takich tragedii uniknąć w przyszłości?
Dr n.med. Aleksandra Lewandowska, psychiatra: Dramat dotyczy jednej i drugiej strony – mamy ofiarę śmiertelną, ale dla potencjalnej sprawczyni, (jeszcze nie mamy pewności, bo postępowanie się toczy) też jest to absolutnie dramat. A także dla ich bliskich.
Zastanawiam się nad tym bardzo często jako specjalistka, jaka jeszcze musi wydarzyć się tragedia, żebyśmy się my, dorośli, obudzili. Mamy już bardzo wiele alarmujących danych i praktycznie nie ma dnia, żebyśmy nie słyszeli o jakiejś tragedii.
Gdy tylko pojawiła się informacja o tym, że dziewczynka najprawdopodobniej została zamordowana przez rówieśniczkę, miałam taką pierwszą refleksję, że jest to serial "Dojrzewanie", tylko że w naszej polskiej rzeczywistości. I choć to nie była identyczna sytuacja, to film pokazywał w sposób wielowymiarowy, co się kryje za takimi zdarzeniami.
Oczywiście, możemy wysnuwać mnóstwo hipotez, natomiast dla mnie najważniejsze jest to, żeby na bazie tej sytuacji, (i to jest apel głównie do osób dorosłych), uwrażliwić społeczeństwo i każdego z nas na to, co i jak możemy zrobić wspólnie i małymi kroczkami, ale zaczynając od siebie, żeby do takich sytuacji w ogóle nie dochodziło. By było mniej przemocy, której doświadczają dzieci i nastolatkowie. I żeby ta sytuacja nie stała się tylko przyczynkiem do kolejnej sensacji, która tak jak się szybko pojawiła, tak szybko zgaśnie, a potem przejdziemy do kolejnego sensacyjnego tematu.
Chciałabym, żeby tak się nie stało, tylko żebyśmy naprawdę wszyscy pochylili się nad tym, co się wydarzyło, a ma to na pewno charakter wielowymiarowy. I żebyśmy my – dorośli – podeszli z odpowiedzialnością.
Jeżeli nadal zdrowie nie będzie tematem ponad podziałami i nadal będą tu toczyć się walki i ścierać interesy dorosłych – mówię tu także o interesach politycznych – to my nie wyjdziemy z tego błędnego koła.
I będziemy za pewien czas, znów rozmawiać o podobnej sytuacji. Wszyscy doskonale wiemy, jakie jest rozwiązanie i nie bez powodu tyle się mówi w ostatnim czasie o profilaktyce, a jednym z priorytetów polskiej prezydencji w Unii Europejskiej była profilaktyka zdrowotna, dotycząca nie tylko chorób somatycznych, ale także zaburzeń psychicznych.
Takie działania trzeba chyba byłoby zacząć wdrażać chyba już od przedszkola i nie czekać na przemoc rówieśniczą w szkole?
Poszłabym dalej – nie tylko od przedszkola, bo przyszłe postawy kształtujemy u naszych dzieci już na etapie rozwoju życia płodowego. A znaczenie ma dosłownie wszystko: to, czy ciąża była planowana, w jakim stanie emocjonalnym jest mama i tato, czy środowisku, w którym rozwija się płód, jest bezpiecznie.
Rzeczywistość mamy bardzo przykrą i smutną, bo badania wyraźnie pokazują, że w tej chwili dwie trzecie dzieci w wieku niemowlęcym i wczesnodziecięcym, czyli od szóstego miesiąca życia do niespełna siódmego roku życia, korzysta z urządzeń ekranowych, z czego jedna czwarta dzieci – codziennie.
To są sytuacje, gdy niemowlak czy małe dziecko ma smartfon, tablet czy inne urządzenie, a rodzic, gdy jest przy dziecku, w tym samym czasie również z takich urządzeń korzysta. I między rodzicem i dzieckiem nie ma wtedy interakcji.
A dziecko w tym najwcześniejszym okresie życia, właśnie w interakcji z responsywnym rodzicem, uczy się umiejętności, które są dalej na kolejnych etapach rozwojowych kształtowane i wzmacniane przez całe życie.
Jakich?
Umiejętności emocjonalnych, behawioralnych, społecznych i poznawczych. A bardzo często nie ma przestrzeni, by te umiejętności mogły się kształtować. Urządzenie, nawet z wyświetlaną na nim bajką, nigdy nie zastąpi rodzica. Absolutnie nie. I mało tego – nie dość, że nie zastąpi, to jeszcze konsekwencje takiego spędzania czasu są bardzo poważne. Mamy coraz więcej badań, które to pokazują.
Bardzo często dziecko w tym telefonie widzi różne treści, do których absolutnie nie powinno mieć dostępu, które są niebezpieczne i zagrażające, o charakterze przemocowym.
I jak to wpływa na jego psychikę?
Problem z narastającą agresją, zarówno ze strony osób dorosłych wobec dzieci i nastolatków, jak i przemocą rówieśniczą, ma właśnie związek między innymi z tym.
Przez lata mówiło się głównie o tym, że dzieci mają dostęp do treści pornograficznych, a mało zwracaliśmy uwagę na to, że także do tych związanych z przemocą. Jak się pani zapatruje na zakaz korzystania z mediów społecznościowych przez nastolatki poniżej 16. roku życia, który niedawno wprowadziła Australia?
Jestem oczywiście jego zwolenniczką. Jednak nie można bazować na wprowadzaniu wyłącznie zakazów.
Tym bardziej że często łatwo je obejść, a to, co zakazane, może być bardziej kuszące?
Tak, same zakazy są nieskuteczne. I nie dadzą zbyt wiele, jeżeli nie idzie za tym szeroko pojęta edukacja czy kampanie. Zarówno edukacja dedykowana dzieciom i nastolatkom, jak i edukacja skierowana do osób dorosłych. Przecież dziecko, które dostaje w wieku niemowlęcym telefon czy tablet, samo go sobie nie kupuje. Za tym stoi rodzic.
Dlatego edukacja dedykowana jedynie najmłodszym niewiele zmieni, jeśli nie zadbamy również o to, by edukowane było całe nasze społeczeństwo: rodzice, opiekunowie, dorośli.
I co oczywiste, także osoby, z którymi dziecko przebywa na terenie szkoły, a przecież dzieci spędzają w niej ponad jedną trzecią swojego dnia.
Dlatego tak dużo się mówi o różnych działaniach dedykowanych też nauczycielom, żeby ich bardziej wyczulić na najbardziej nawet subtelne sygnały.
Dużo jest tu do zrobienia?
Tak, mamy bardzo wiele do zrobienia, bo większości badanych nastolatków szkoła nie kojarzy się z miejscem bezpiecznym, ale głównie ze stresem, a także obowiązkami, z przeciążeniem i presją, zarówno ze strony rodziców, opiekunów, jak i nauczycieli.
I jak to zrobić w praktyce?
Te działania muszą być ze sobą bardzo skoordynowane. Nie może być wzmacniany tylko jeden obszar, a inny zapomniany.
Bardzo często powtarzam, że sama edukacja, bez rozwiązań na poziomie legislacyjnym, nie wystarczy. Potrzebne jest skuteczne rozwiązanie, które sprawiłoby, żeby algorytmy nie wyświetlały dzieciom i nastolatkom treści, które są dla nich niebezpieczne.
W praktyce to nie działa, nawet w teorii. Zresztą, jest coraz gorzej: kilka lat temu Mark Zuckerberg tłumaczył się przed amerykańskim kongresem i przepraszał rodziców za to, że dzieci na Facebooku są hejtowane, przez niedostateczną moderację i cenzurę, a niedawno Elon Musk zniósł na X, dawnym Twitterze, jakąkolwiek cenzurę i treści przemocowe, rasistowskie, przechodzą bez problemu.
Potrzebujemy w polskim prawie rozwiązań, które sprawiłyby, żeby platformy, które publikują te treści, ponosiły o wiele poważniejsze konsekwencje.
I rozwiązań praktycznych, które uniemożliwiałyby tak łatwy dostęp do korzystania ze stron, które są zarezerwowane dla osób dorosłych. Wiemy przecież, jak to się odbywa: pojawia się komunikat: "Czy masz skończone 18 lat?", dziecko klika odpowiedź: "tak" i wchodzi bez problemu.
Czy rzeczywiście za tę narastającą agresję wśród dzieci możemy obwiniać głównie internet i media społecznościowe? Czy przez to nie bagatelizujemy własnego wpływu na dzieci i nastolatki?
Zastanawiamy się i rozmawiamy o tym często z rodzicami, nauczycielami i innymi specjalistami, ale i z samymi nastolatkami, dlaczego mamy taki problem z wszechobecną agresją. Dlaczego spotykamy naprawdę okrutne, przemocowe zachowania u dzieci niekiedy nawet w wieku przedszkolnym czy na etapie zerówki i klas I-III. I odpowiedź nasuwa się sama: to nie jest zachowanie wynikające z danego etapu rozwoju.
Dziecko bardzo często odtwarza to, co zobaczyło, czy to na filmie, czy to sytuację, której było świadkiem w rzeczywistości. Pamiętajmy, że niemały odsetek dzieci i nastolatków jest świadkami przemocy.
A na ile relacje bliskie rodzinne w pierwszych latach życia, a potem z rówieśnikami mogą uchronić dziecko w późniejszym życiu przed zachowania mi przemocowymi?
We wszystkich doniesieniach naukowych, jako najważniejszy czynnik ochronny, wymienia się relacje, a w pierwszym okresie życia dziecka – bezpieczną więź z opiekunem.
I bardzo często zwraca się uwagę na to, że wystarczy nawet jedna osoba w otoczeniu dziecka (nie musi to być rodzic, bo różne bywają sytuacje), przy której dziecko czuje się bezpiecznie i do której może przyjść po pomoc, do której może się odwołać i która jest responsywna.
Zobacz także
