![[url=http://tinyurl.com/nwut6q6]Depresja[/url] po polsku.](https://m.natemat.pl/da3dc0b3a902c944030791ee59fbdb57,1500,0,0,0.jpg)
Jeden na dziesięciu Polaków cierpi na depresję. Jednocześnie 80 proc. rodaków uważa się za "bardzo lub dosyć szczęśliwych". Wniosek? Albo nasze społeczeństwo jest niezwykle spolaryzowane, albo mieszkańcy kraju nad Wisłą sami się oszukują.
Według Zespołu ds. Walki z Depresją, działającego przy Ministerstwie Zdrowia, na depresję choruje jeden na dziesięciu polskich obywateli, a tylko połowa z nich otrzymuje jakąkolwiek fachową pomoc. Część w ogóle nie szuka porady medycznej, część szuka, ale dostaje błędną diagnozę.
Problem depresji w perspektywie zdrowia publicznego warunkuje przede wszystkim olbrzymia skala zjawiska. Według szacunków Konsultanta Krajowego w dziedzinie psychiatrii liczba chorych - uwzględniająca także przypadki depresji maskowanej innymi niż psychiczne objawami - może sięgać nawet 9% populacji. Niestety jedynie niewielką grupę stanowią chorzy z prawidłowo ustalonym rozpoznaniem i wdrożonym leczeniem przeciwdepresyjnym.
Tymczasem wśród jednostek chorobowych generujących najwyższe koszty społeczne dominują właśnie choroby psychiczne, w tym w szczególności depresja. Dane pochodzące z Wielkiej Brytanii i Szwecji wskazują, że udział kosztów pośrednich (utrata produktywności, absencja, opieka społeczna) sięga aż 86% wszystkich wydatków, podczas gdy koszt leków to jedynie 1 - 3%!
Szczególnie wysoki poziom kosztów społecznych jest uwarunkowany przede wszystkim koniecznością wypłat zasiłków chorobowych i rentowych, które być może byłyby do uniknięcia, gdyby odpowiednio wcześnie włączyć skuteczne leczenie. Wg danych WHO depresja generuje aż 6% wszystkich kosztów niepełnosprawności spowodowanej utratą zdrowia.
Innym wytłumaczeniem może być amerykanizacja polskiego społeczeństwa, w którym konsekwentnie rozpowszechnia się zachodni wzorzec "keep-smilingowych" relacji. Ale to tylko niesprawdzona teoria. Pewne jest natomiast, że – jak zauważa dr Wasilewski – nie rośnie liczba przypadków zachorowań na depresję endogenną, czyli wrodzoną. Wzrasta tylko zachorowalność na depresję o podłożu zewnętrznym, wywołaną stresem i pędem życia. A w parze z większą zachorowalnością idzie zwiększona liczba samobójstw.
Eksperci informują, że wśród pacjentów, u których zdiagnozowano ciężką depresję, 40-80 proc. ma myśli samobójcze, 20-60 proc. podejmuje próby odebrania sobie życia, a około 15 proc. się to udaje. Trudno stwierdzić, jak duży odsetek wśród wszystkich samobójstw stanowią te spowodowane zaburzeniami depresyjnymi.
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) szacuje, że na depresję cierpi dzisiaj 350 milionów mieszkańców globu, czyli około 5 proc. całej ludzkiej populacji. Na Starym Kontynencie odsetek ten jest wyższy i według Europejskiego Kolegium Neuropsychofarmakologii wynosi nawet 7 proc.
