
To wydaje się niemożliwe, a jednak jest prawdziwe. Otóż w Polsce ok. 400 mężczyzn, chorych na raka prostaty, czeka aż pojawią się u nich przerzuty nowotworu. Wydaja się to zupełnie niedorzeczne, niebezpieczne i zupełnie niezrozumiałe. Jednak jest w tym logika - otóż jeśli ci pacjenci będą mieli przerzuty, to będą leczeni, a oni na to leczenie czekają.
Rak prostaty to najczęściej występujący nowotwór u mężczyzn. Rocznie w Polsce rozpoznawanych jest 16 tysięcy nowych zachorowań i dochodzi do około 5,5 tysiąca zgonów. Spośród sześciu krajów o największej liczbie mieszkańców w Unii Europejskiej, jesteśmy jedynym, w którym śmiertelność z powodu raka prostaty nie spada, a rośnie. Niemal 70 proc. chorych to pacjenci powyżej 65. roku życia, ale rak prostaty coraz częściej dotyka aktywnych zawodowo i społecznie mężczyzn, poniżej 50. roku życia.
Czym wcześniej, tym lepiej
Jednak zacznijmy od początku. W raku prostaty, tak jak w przypadku większości nowotworów, wczesne wykrycie i rozpoczęcie leczenia ma ogromne znaczenie.Bez przerzutów, bez leczenia
Jednak nie u wszystkich takie przerzuty udaje się wychwycić, mimo przeprowadzanych badań. Jedynym objawem postępu choroby jest rosnące stężenie PSA w surowicy krwi. Pacjenci z tej grupy to tzw. pacjenci M0 (M zero). W Polsce z powodu braku stwierdzenia przerzutów, nie mają możliwości leczenia, choć w ciągu ostatnich lat pojawiły się skuteczne formy terapii dla tej grupy chorych.Pozorne oszczędności
Jak nie wiadomo o co chodzi, to oczywiście chodzi o pieniądze. Jednak w tym przypadku "oszczędności” nie dość, że są bezduszne, to jeszcze iluzoryczne. System ochrony zdrowia straci dużo więcej na leczenie przerzutów raka, które pojawią się szybciej niż wyda na leki, które opóźnią postęp choroby.Rak prostaty u mężczyzn generuje olbrzymi odsetek inwalidztwa i wczesnego wypadania z ról społecznych. To nie tylko praca, ale również bycie aktywnym rodzinnie i społecznie.
