Napisał do Sutryka, ale afera z CH przykryła jego sprawę. "W tym biznesie zostaną tylko emerytki"

Agnieszka Sztyler-Turovsky
12 lutego 2025, 16:10 • 1 minuta czytania
Daniel Tumanowicz, opiekun seniorów. Mówi, że pracując na "śmieciówce", za minimalną krajową, żyje na krawędzi. Tak, jak jego podopieczni. Fot. Daniel Tumanowicz/archiwum prywatne/Fot. w tle: Wojtek Laski/East News
– Pani, której pomagam, 10 lat pielęgnuje niepełnosprawnego męża. Pożaliła mi się: "Płacił podatki 40 lat, teraz leży i doprosić się o nic nie może". Tacy ludzie żyją na krawędzi, podobnie, jak ja – mówi Daniel Tumanowicz, opiekun seniorów z Wrocławia. Odliczył koszty i wyszło mu, że w MOPS-e zarabia 8,50 za godzinę po dodaniu czasu na dojazdy. Takich jak on pracuje w Polsce 30 tysięcy osób.

"Panie prezydencie! Wzywam Pana. Zostaliśmy skrzywdzeni. Choć wykonujemy ciężką, odpowiedzialną pracę, zatrudniono nas na umowach zlecenie, zwanych śmieciowymi, za minimalną krajową stawkę godzinową" – napisał Daniel Tumanowicz, do Jacka Sutryka, prezydenta Wrocławia. Miał pecha, bo chwilę później Sutryk został zatrzymany, w związku z aferą Collegium Humanum i w mediach ten temat był głośniejszy, niż petycja Daniela.


Opieka nad seniorem "na śmieciówce", za minimalną krajową

Raport NIK o tym, co dzieje się w Domach Pomocy Społecznej, ukazał się niespełna dwa miesiące temu. Ujawnił, że ich pensjonariusze są unieruchamiani w łóżkach pasami po 15 godzin, w toaletach muszą załatwiać się na oczach innych, i że w większości tych domów nie ma wiarygodnej dokumentacji dotyczącej podawania leków psychotropowych mieszkańcom – w praktyce wielu z nich jest "szprycowanych" końskimi dawkami, by byli cicho i nie zawracali głowy pracownikom. Daniel Tumanowicz mówi, że ten raport wcale go nie zaskoczył.

– Pracowałam w DPS-ach. W jednym z nich, od pani oddziałowej usłyszałem: "z rana musi pan zrobić 10 osób". Co oznacza "zrobienie osoby"?

Biorę się szmatę i  "myję" nią 10 osób – powiedziała mi to przełożona pielęgniarek.Daniel Tumanowicz

– Nie wziąłem tej pracy – mówi Daniel. Dodaje, że w takich miejscach opiekunowie są niedopłacani. To dlaczego tam pracują?

 – Z braku lepszej alternatywy, szczególnie Ukrainki, a niektórzy z powołania, ale jest ich niewielu – mówi Daniel. Jest w zawodzie dopiero od kilku lat, więc jeszcze się nie wypalił. Wcześniej, przez wiele lat pracował w korporacjach.

– Życie podsunęło mi tę zmianę w pandemii, gdy wszystkie inne pomysły na pracę zawiodły. Przypomniała mi się moja pierwsza praca – w szpitalu wojskowym i ówczesne poczucie misji. "Gdybym wtedy za nim poszedł... "  – pomyślałem wtedy i zmieniłem zawód. Teraz mam pracę z misją. Pracę, która będzie coraz bardziej potrzebna – biorąc pod uwagę to, jak szybko starzeje się polskie społeczeństwo. Tyle że to praca wyjątkowo niedoceniana. Szczególnie przez polityków i decydentów, różnej maści urzędników.

Mam wrażenie, że postanowili nas – opiekunów seniorów zmorzyć głodem. Daniel Tymanowicz

W państwowych MOPS-ach zatrudniają nas na śmieciówkach, za minimalną krajową. Łatwiej manipulować osobą bez praw pracowniczych – mówi Daniel. I jeszcze, że gdyby nie prywatni podopieczni, to by nie przeżył, ale że i tak ledwo wiąże koniec z końcem.

Bo jeszcze sporo czasu traci na dojazd do pracy. A nie chodzi tylko o dojazd i powrót z pracy, jak w pracy w korporacji – z domu do biura i z biura do domu. Jako opiekun seniorów w ciągu dnia musi dojechać do kilku podopiecznych i oczywiście sporo czasu spędzić na przystankach podczas licznych przesiadek. Za ten czas "pomiędzy" nikt oczywiście mu nie zapłaci. 

– Wczoraj dostałem 400 zł od jednego z mojego podopiecznego klienta. Z dumą rzucił banknoty na stół, a ja sobie pomyślałem "za dużo, żeby umrzeć, za mało, żeby żyć". Biorę od tych ludzi tygodniówki awansem. Czasem, gdy potrzebuję zapłacić czynsz nawet za dwa tygodnie. Albo za treningi syna. W tym tygodniu ekstra wydatek to bilet dla mnie i syna do muzeum – idziemy zobaczyć Panoramę Racławicką. I na coś znowu nie starczy – mówi.

Te 400 zł od podopiecznego to była tygodniówka za przychodzenie co rano na półtorej godziny.

By podopieczną umyć i zrobić poranną toaletę. Pani leży tak od dwóch lat.Daniel Tumanowicz

Za kilka dni dojdzie mu jeszcze, jak co tydzień 100 zł od emerytki, która potrzebuje pomocy przy zakupach i załatwieniu drobnych napraw. – To bardzo fajna klientka. I płaci 40 zł netto za godzinę plus 20 za mój dojazd – dla zasady biorę teraz za dojazd, skoro walczę o to, by to uwzględnić z "miastem", czyli urzędnikami w radzie miasta – opowiada Daniel Tumanowicz.

Czasem zdarza się, że bierze "wolne" w tygodniu. Jedzie jako opiekun, już nie seniorów, ale klasowy, do kina z klasą syna. – Jestem przewodniczącym trójki klasowej. Mam nawet aktualny wypis z KRS, że nie jestem karany i niebezpieczny dla dzieci – wymaga tego tzw. ustawa Kamilkowa – mówi.

Syn się uczy, że praca w opiece nie wyklucza

U podopiecznych zawsze ma co robić. – Każda minuta cenna, a ja nie chcę się obijać. Szkoda zresztą czasu, robię swoje i idę dalej. Jednak rozszerzam swoje usługi, noszę książki – te z dużym drukiem z biblioteki. Włączam płyty DVD, żeby coś mieli więcej, niż telewizyjne powtórki. Podopiecznemu Bogdanowi zrobiłem ogródek na balkonie i ćwiczyłem z nim i medytowałem. To był ten klient z MOPS-u, nadal się przyjaźnimy, choć MOPS mnie od niego odłączył – opowiada Daniel. I dodaje:

– Na koniec dnia jestem strasznie zmęczony. W trakcie też miewam gorsze godziny. Nie odwiedzę więcej niż dwóch, trzech podopiecznych dziennie. Kiedyś bywałem u czterech. Boże! Jeszcze od nich leciałem z wywieszonym językiem po syna ze szkoły, by wspólnie jeździć na treningi piłkarskie – wspomina.

– Zamiłowanie do piłki pozostało w dziesięciolatku i nadal podróżujemy na treningi godzinę, ale już wynegocjowałem, że na 17., wcześniej nie dałbym rady. Syn przyzwyczaił się do tego, że moja praca w opiece to część naszego życia. Gdy w sobotę idę odrobić zaległy dzień u podopiecznego, zostaje sam w domu. Wie, jak zarabiam. Niech się uczy. Ja ojca nie miałem i nie miał mi kto powiedzieć, że trzeba pracować i praca w opiece nie wyklucza normalnego życia rodzinnego – opowiada Daniel.

Prezydent, radni, minister –  Daniel puka do polityków i gdzie się da

– Należę do tych "walecznych", którzy walczą o swoje, więc rozpocząłem walkę o lepsze prawa dla opiekunów – wspomina Daniel dzień, gdy został aktywistą i wysłał list otwarty do radnych Wrocławia, list do Agnieszki Dziemanowicz-Bąk, minister rodziny, pracy i polityki społecznej, potem znów petycję do prezydenta Sutryka.

– Po pół roku mogę powiedzieć, że nigdzie nie znalazłem zrozumienia i rozwiązania. Na sesji komisji Polityki Społecznej wypowiedziałem mocnym głosem radnym to, co miałem do powiedzenia o problemach opiekunów seniorów. Usłyszałem: "Pana mowa jest zbyt emocjonalna. To niezgodne z protokołem" – wspomina Daniel.

Strata pracy w MOPS-ie na szczęście niewiele zmieniła

W międzyczasie Daniel dostał wypowiedzenie w MOPS-ie. Na szczęście strata pracy oznaczała stratę tylko jednego klienta. – Zawsze i tak miałem własnych podopiecznych, więc strata jednego z MOPS-u niewiele zmieniła. Jednak myślę sobie: "dlaczego mam pracować dla prywaciarza". Ja chcę pracować dla mojego miasta i to bez pośredników, na godnych warunkach. Ale czy takie kiedykolwiek dostaną opiekunowie w MOPS-sie? – dodaje.

– Jestem opiekunem – to bardzo dobry zawód, a jednak tak jak moi podopieczni, żyję na krawędzi. Oni są na ostatniej prostej, ja walczę o przeżycie i godność – swoją, ale i ich. Na krawędzi jest system, w którym bytują. System, który dawno już skreślił ich jako swoich beneficjentów. Z żalem opowiadała mi to dziś nowa podopieczna, która od 10 lat opiekuje się swoim leżącym mężem: "Gdy był zdrowy i pracował, wszystko było ok, teraz gdy jest na emeryturze, jego los nikogo nie obchodzi. Całe życie płacił podatki, 40 lat pracy, był pracoholikiem, a teraz tak tu leży i doprosić się o nic nie można" – opowiada Daniel Tumanowicz.

W dniu, w którym rozmawiamy, zdarzyło się jeszcze coś: – Właśnie podpisałem umowę z agencją. Da mi 50 proc. tego, co weźmie od klienta. Połowę z 65 zł za godzinę. – Płacą niewiele lepiej niż MOPS. Tak "hula" ten biznes. Czyli nic nie hula.

Państwo musi zacząć nam płacić, bo inaczej zdechniemy marnie. Daniel Tumanowicz

– Zostaną w tym "biznesie" jedynie seniorki. Tylko że one tak dorabiają do swoich emerytur, więc pieniądze, które zarabiają jako opiekunki, to tylko dodatek – mówi Daniel Tumanowicz.

– Tak wygląda opieka w Polsce Anno Domini 2025. Jak będzie dalej? To musi się zmienić albo wszyscy opiekunowie wyemigrują – mówi Daniel. – Też miałem taką opcję, ale chcę żyć w Polsce, widzieć swoje dorastające dzieci, uczestniczyć w ich wzrastaniu. Tu jest mój "dom" choć nie mam już nic – mówi Daniel.

Wciąż słyszymy o polskich pielęgniarkach i opiekunkach, które wyjeżdżają z Polski, by nie zarabiać w złotówkach, ale w euro i w funtach. Opiekować się seniorami, tylko że w Niemczech, Wielkiej Brytanii i USA. O pracę na emigracji w tych dwóch ostatnich krajach jest im coraz trudniej. Wygląda na to, że jedynie Brexit i wybór Donalda Trumpa na prezydenta może spowolnić nieco exodus opiekunów i zatrzymać ich dla polskich seniorów.

Czytaj także: Coraz więcej seniorów będzie potrzebowało opieki geriatrów Tych brakuje