Ilustracja przedstawiająca parę Polaków na tle tłumu Europejczyków.
Dlaczego Polacy żyją krócej niż inni w UE? Fot. naTemat.pl

W Polsce długość życia jest wyraźnie niższa niż średnia unijna. Szybciej od nas umierają jedynie mieszkańcy tylko sześciu krajów. O to, dlaczego tak się dzieje pytamy dr hab. n. med. Tomasza K. Wojdacza – profesora nadzwyczajnego Uniwersytetu w Aarhus i kierownika Samodzielnej Pracowni Epigenetyki Klinicznej Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie.

REKLAMA

W Polsce żyjemy coraz dłużej. Statystycznie, mieszkaniec naszego kraju dożywał w zeszłym roku prawie osiemdziesiątki, (a dokładnie 79 lat). To duży skok, bo w zaledwie dwie dekady dodaliśmy do czasu, który jest nam dany, aż cztery lata.

Niestety, to tylko pozornie wiadomość napawająca optymizmem. Nasz portfel puchnie bowiem szybciej, niż poprawia się nam stan zdrowia. Zarabiamy coraz więcej i gonimy w tej materii inne kraje, za to jeśli chodzi o długość życia, to dystans, jaki dzieli nas – Polaków od większości mieszkańców Unii Europejskiej, pozostaje irytująco stały. Krócej od nas żyją tylko Bułgarzy, Słowacy, Litwini, Łotysze i Rumuni.

O powodach takiego stanu rozmawiamy z dr. hab. n. med. Tomaszem K. Wojdaczem, profesorem Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie*.

Profesorze, jak interpretuje pan fakt, że długość życia Polaków pozostaje niewspółmierna do rosnącej zamożności naszego kraju i nadal odstaje od średniej unijnej? Według Eurostatu od dekady w ogóle nie zbliżamy się do średniej UE (Polska – 78,6 lat, UE – 81,5 lat). Dlaczego tak się dzieje?

Prof. Tomasz K. Wojdacz: Całe moje życie zawodowe związane jest z medycyną, pracuję blisko środowiska medycznego i zdrowia publicznego, więc mam na ten temat obserwacje i wnioski. Widziałem na własne oczy, jak funkcjonują systemy zdrowia publicznego w Skandynawii, Wielkiej Brytanii czy Australii i nie ma wątpliwości, że w Polsce potrzebujemy głębokiej reformy, bo mamy do czynienia z nieefektywną hybrydą publiczno-prywatną.

Dopóki nie znikną kolejki i dopóki profilaktyka nie stanie się naprawdę dostępna dla wszystkich, a częścią tej profilaktyki nie będzie edukacja zdrowego stylu życia, długość życia Polaków nie będzie się poprawiać. Tego możemy być pewni.

Ludzie żyją coraz dłużej, więc coraz częściej chorują na schorzenia związane z wiekiem. Jeśli nie zapewnimy wczesnej diagnostyki i profilaktyki, szczególnie w onkologii, pacjenci będą diagnozowani późno, a wtedy skuteczność leczenia jest dramatycznie mniejsza. 

Czyli barierą numer jeden jest wczesny dostęp do badań?

Dostęp i świadomość, że takie badania należy robić regularnie. Programy profilaktyczne muszą być publiczne i powszechne, dostępne dla każdego, a nie tylko dla osób, które mogą zapłacić za prywatnego lekarza.

Druga rzecz to styl życia i nawyki żywieniowe. Polacy mają z tym problem. Owszem, wskaźniki otyłości rosną wolniej niż w np. Stanach Zjednoczonych, ale jednak rosną. A im bardziej się bogacimy, tym bardziej potrzebna jest edukacja zdrowotna – ucząca, jak wybierać zdrową żywność, jak odpowiednio planować dietę itp.

Jako naród przechodzimy ogromny skok cywilizacyjny w ciągu ostatnich 25 lat i to jest za krótki okres, żeby naturalnie wykształciły się dobre nawyki. W Danii na przykład dzieci od najmłodszych lat w szkole uczą się gotować i poznają podstawy zdrowego żywienia. W Polsce tego praktycznie nie ma. A szkoła powinna być podstawowym miejscem nauki profilaktyki i edukacji zdrowotnej.

Wspomniał pan o pracy za granicą. W których obszarach polska ochrona zdrowia najbardziej odstaje od europejskich standardów – jeśli chodzi o profilaktykę i leczenie chorób przewlekłych?

Jeśli chodzi o leczenie, to wcale nie odstajemy. Wręcz przeciwnie – poziom wykształcenia i kompetencji polskich specjalistów jest bardzo wysoki. Moi współpracownicy, profesorowie medycyny, lekarze klinicyści – to profesjonaliści na światowym poziomie. Problemem jest to, żeby do tego lekarza się dostać. Kolejki i dostępność to główna bariera.

logo
Prof. Tomasz K. Wojdacz, epigenetyk, kierownik Samodzielnej Pracowni Epigenetyki Klinicznej Pomorskiego Uniwersytetu Pomorskiego. Fot. archiwum prywatne

Jak już pacjent trafi do specjalisty, to może liczyć na opiekę na takim samym poziomie, jak w Danii czy Anglii. Mówię to także z osobistego doświadczenia – jestem pacjentem onkologicznym, leczę się w Polsce i świadomie wybrałem polski szpital, choć mogłem to robić w Danii. Nie widzę różnicy w jakości samego leczenia.

Mogę zapytać, na co pan się leczył?

Przeszedłem operację usunięcia raka tarczycy. Zdecydowałem się na leczenie w Polsce, w jednym z najlepszych ośrodków. Efektem ubocznym była komplikacja – uszkodzony nerw i częściowy paraliż strun głosowych, stąd mówię nieco inaczej. Ale zaplanowałem już kolejną operację również w Polsce, której celem będzie połączenie przerwanych nerwów i przywrócenie mi pełnego głosu. Bo mamy tu naprawdę wybitnych specjalistów.

Polska wydaje na ochronę zdrowia około 7 proc. PKB. Często słyszymy, że to za mało. Pytanie – czy większym problemem nie jest jednak nieefektywne wykorzystanie środków?

Wydajemy sporo, ale system nie jest optymalnie zarządzany. Same kolejki można by znacząco skrócić dzięki lepszej organizacji i optymalizacji procedur. W Skandynawii czy w Danii szuka się oszczędności w ramach systemu, a nie tylko przez zwiększanie budżetu. Oczywiście system publiczny zawsze będzie miał kolejki – to jego natura, ale im sprawniej działa, tym mogą one być krótsze. I w innych krajach Europy udało się je znacząco ograniczyć. Jest więc skąd brać przykład. 

W Polsce wraca co jakiś czas pomysł pełnej komercjalizacji ochrony zdrowia. Czy pana zdaniem to mogłoby wydłużyć życie Polaków?

Absolutnie nie. Mamy świetny przykład Stanów Zjednoczonych – jednego z najbogatszych krajów świata, gdzie opieka zdrowotna jest niemal całkowicie komercyjna. Efekt? Miliony ludzi pozostają bez dostępu do podstawowej pomocy. To nie jest system, który powinniśmy naśladować. Europa została zbudowana na idei solidarności – pomagania tym, którzy sami sobie nie poradzą. I tego nie możemy w mojej opinii zatracić.

A jak wytłumaczyć ogromną różnicę w długości życia między kobietami i mężczyznami w Polsce – aż 7,5 roku, jedna z największych w UE? 

To moje własne obserwacje, nie statystyka, ale widzę, że mężczyźni w Polsce naprawdę nie dbają o zdrowie. Nawet w mojej rodzinie muszę wkładać dużo wysiłku, żeby brat czy tata poszli do lekarza. Moi duńscy koledzy po prostu idą – to dla nich naturalne. W Polsce mężczyźni unikają badań i bagatelizują objawy. Kobiety odwrotnie – częściej chodzą do lekarzy, są bardziej zdyscyplinowane, lepiej wyedukowane zdrowotnie.

Jak możemy przełamać ten impas wśród mężczyzn?

Edukacja od podstaw. Dzieci powinny wiedzieć, że nowotwory istnieją, że zdrowe odżywianie ma znaczenie, że lekarz nie jest wrogiem. Trzeba też przełamać tabu chorób psychicznych. Dla mnie depresja jest chorobą taką samą jak rak – wymaga diagnozy i leczenia. W Polsce wciąż budzi zdziwienie, kiedy ktoś mówi, że leczył się na depresję. To trzeba zmienić.

A co ze stylem życia i kulturą pracy w Polsce? Mówi się, że Polacy pracują bardzo długo, są zestresowani i brakuje im równowagi między życiem prywatnym a zawodowym. Może to dlatego żyjemy też krócej?

To ogromny problem. W Danii nauczyłem się, że żeby dobrze pracować, muszę mieć wolne weekendy i wakacje. Muszę dbać o czas wolny, bo to część higieny pracy.

Polacy pracują bardzo dużo, stresu nie traktują jako realnego zagrożenia. A to się później odbija na zdrowiu – psychicznym i fizycznym. O stresie trzeba mówić otwarcie i trzeba uczyć, jak go minimalizować, bo może on realnie skrócić nasze życie. 

A jak duży wpływ na długość życia ma smog, który jest wciąż ogromnym problemem wielu polskich miast.

Ogromny. To trochę jak z papierosami – nie trzeba długo tłumaczyć, że szkodzi. Wystarczy wysiąść zimą w Krakowie, żeby zobaczyć, jak poważny to problem. Ja sam pochodzę z Podkarpacia i kiedy jadę do rodziny, staram się jak najszybciej uciec z Krakowa. Badania są jednoznaczne – smog zwiększa ryzyko wielu chorób i skraca życie. Pamiętajmy też, że nie chodzi o to, żeby żyć 100 lat, ale żeby nie spędzić ostatnich 30 w chorobie. Dlatego edukacja, profilaktyka i styl życia są tak ważne. Bo sama długość życia bez jakości to nie jest coś, czego byśmy chcieli.

*Dr hab. n. med. Tomasz K. Wojdacz jest profesorem Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie, w którym od sześciu lat kieruje Samodzielną Pracownią Epigenetyki Klinicznej. Prowadził działalność badawczą w renomowanych ośrodkach naukowych – w Australii, Szwecji, Wielkiej Brytanii i Danii (jest profesorem nadzwyczajnym duńskiego Uniwersytetu w Aarhus). Jego zainteresowania naukowe koncentrują się na epigenetyce klinicznej – dynamicznie rozwijającej się dziedzinie biomedycyny – ze szczególnym uwzględnieniem roli mechanizmów epigenetycznych w patogenezie chorób nowotworowych i cywilizacyjnych.