Chce zakazać zwolnień z WF-u. Absurdalny pomysł nie rozwiąże problemu wagi ciężkiej

Agnieszka Sztyler-Turovsky
07 marca 2025, 20:44 • 1 minuta czytania
Polskie dzieci unikają wuefu w szkołach. Aż 30 procent z nich ma zwolnienia od lekarzy. Nie zawsze problemem jest choroba, często lęk przed zajęciami, które zamiast dawać radość, stresują. Fot. Canva
"Nie daję zwolnień z wuefu" – mówi senator i kardiolog Agnieszka Gorgoń-Komor, wiceprzewodnicząca senackiej Komisji Zdrowia. I zachęca do tego samego innych lekarzy. Uczniom, którzy mają fobie i lęki przed zajęciami sportowymi, doradza wizytę u psychiatry.

Polskie dzieci i nastolatki tyją najszybciej w Europie. 25 procent z nich ma nadwagę lub otyłość. Mamy problem "wagi ciężkiej" i to dosłownie. Pani senator Agnieszka Gorgoń-Komor znalazła winowajcę tego stanu – zwolnienia z wuefu.


Fobie i lęki – na wuef, a potem do psychiatry

– Co trzeci uczeń nie uczestniczy w lekcjach wychowania fizycznego, bo ma wystawione zwolnienie lekarskie. Coś jest nie tak – stwierdziła pani senator na posiedzeniu Parlamentarnego Zespołu do spraw zdrowego stylu życia oraz przeciwdziałania nadwadze i otyłości. I zadała pytanie: "Co z tym fantem zrobić?". I odpowiedziała:

"Nie daję zwolnień z wuefu – to jest moja pierwsza teza". Zachęciła koleżanki i kolegów lekarzy, by też ich pochopnie nie wystawiali.

– Proszę państwa, ja spotykam się z młodzieżą i młodzież mówi, że nie chce ćwiczyć – ubolewała pani senator. I zasugerowała, że z wuefem, jak z matematyką: "tak samo, jak niechęć do matematyki nie zwalnia ucznia z matematyki", tak niechęć do wuefu nie powinna być powodem do zwalniania z wuefu. Podobnie "menstruacja nie jest powodem do zwolnienia z wuefu".

"A jeżeli są jakieś na przykład fobie, lęki, to wymaga to odpowiedniej diagnozy i badania, być może nawet u psychiatry" – tłumaczyła w Sejmie pani senator. 

Proste? Proste. Teoretycznie. Bo dostanie się do psychiatry, dziecięcego w szczególności, w Polsce graniczy cudem. Nie tylko w przypadku fobii przed wuefem, ale nawet wtedy, gdy dziecko ma depresję i myśli rezygnacyjne.

A szkolnych psychologów, którzy mogliby pochylić się nad tym, dlaczego dziecko nie lubi lekcji wuefu, brakuje. A nawet, jeśli cudem w jakiejś szkole są dostępni bez limitu, to prawdopodobnie mają na głowie głównie te ekstremalne, wspomniane wyżej problemy. A te często są konsekwencją bullyingu, który dotyka głównie dzieci w wieku 7-16 lat i w polskiej szkole jest prawie normą. 

Na zajęciach sportowych pretekstów do niego jest chyba jeszcze więcej niż na wspomnianej przez panią senator lekcji matematyki. Wyśmiewać i upokarzać mniej sprawnego, chociażby ze względu na nadwagę kolegę czy koleżankę z klasy jest bardzo łatwo.   

Bullying i body shaming i robi się naprawdę "grubo"

Wyśmiewanie wyglądu też istniało w szkole od zawsze, ale dziś, w dobie mediów społecznościowych i nierealnych wzorców dotyczących ciała, nastolatkom, którym właśnie ciało gwałtownie się zmienia, może być jeszcze trudniej. I zmienić rzeczywistości radykalnie nawet ciałopozytywność na razie nie może.

Na wuefie świetna okazja do wyśmiewania ciała jest już w szatni, gdy wszyscy na oczach innych się przebierają, a potem na sali i na boisku. A gdy do bullyingu dołączy body shaming, robi się naprawdę "grubo". 

Choć nawet szczupłe dziecko, ale bardziej niż inne nieśmiałe i lękowe, które z trudem odnajduje się w interakcjach społecznych, a więc i w sportach zespołowych, może stać się idealnym celem.

Dostać parę razy piłką w twarz, miło nie jest, choć wielu kolegom, którzy tę piłkę rzucają, może wydać się to świetnym żartem.

Wuefista w szkole to rzadko trener z Instagrama

– Ja nie wiem, co się dzieje, bo z jednej strony rodzice zawożą dzieci na różne zajęcia, a z drugiej strony 30 procent dzieci nie ćwiczy na wuefie. To jest taki dramat – alarmowała na Senackiej Komisji Zdrowia pani senator. 

Dramatem jest jednak nie rozumieć, że skoro dzieci masowo nie chcą chodzić na wuef, a ochoczo jeżdżą po szkole na zajęcia sportowe, to należy raczej uznać, że to nie z dziećmi i lekarzami, którzy "pochopnie" wypisują im zwolnienia, jest coś nie tak, ale raczej z zajęciami sportowymi w polskiej szkole.

A ta od czasów PRL-u do przyjaznych uczniom nie należała. W każdym razie bliżej jej było do opresji, niże do opiekuńczej szkoły skandynawskiej. I zmienia się to wyjątkowo powoli. 

W tej szkole często nauczycielom wuefu brak jest było nadmiernej empatii, bo studia na AWF-ie zahartowały ich i oswoiły z permanentną rywalizacją. I często bliżej było im do "wuefisty-sadysty" niż do przyjaznego trenera personalnego z Instagrama i TikToka. I to też niestety zmienia się bardzo powoli.

To smutne, że sport zamiast dawać dzieciom radość, bo wiadomo, że ruch to i endorfiny, tylko je stresuje.

Politycy w Sejmie wzięli zwolnienia z wuefu 

Pani senator przy okazji wuefu wspomniała kwestię przedmiotu o zdrowiu, który miał wejść do szkół, ale napotkał opór rodziców. I zapytała: "Jak to odczarować, jak zachęcić rodziców do edukacji zdrowotnej?" I sama sobie odpowiada: "Może przez hasło: »wybór, nie nakaz«. Mamy wolnościowe usposobienie" – trafnie oceniła mentalność Polaków. 

Właśnie, skoro "wybór, nie nakaz", to może z wuefem również: "wybór, nie zakaz" (zwolnień)? Część szkół daje już uczniom wybór i w trakcie jednej lekcji część osób ma siatkówkę czy koszykówkę, a ci, którzy nie lubią gier zespołowych, w sali obok ćwiczą na siłowni. A jak ktoś nie lubi ani tego, ani tego – może po lekcjach chodzić na basen.

Inne szkoły nie zmuszają już uczennic i uczniów, którzy wstydzą się swojego ciała, do tego, by ćwiczyli w krótkich spodenkach – pozwalają im na spodnie od dresu. I to niezależnie od tego, czy ktoś naprawdę ma otyłość, czy tylko nieuzasadnione kompleksy, a nawet dysmorfofobię.

– Nie daję zwolnień z wuefu, bo badania jednoznacznie pokazują, że wysiłek fizyczny jest korzystny – mówi pani senator. I wylicza: "większa wydolność układu krążenia, wytrenowanie mięśni, poprawa stanu kostnego". 

Może zamiast walczyć ze zwolnieniami z wuefu, zastanówmy się raczej, co zrobić, by uczniowie chcieli na te lekcje przychodzić. I to dlatego, że je polubią, a nie ze strachu o wydolność swojego "układu krążenia" i "poprawę stanu" kości. 

Bo to raczej nie niewiedza o tym, że "sport to zdrowie” odciąga ich od wuefu. Palacze też w niewiedzy nie żyją, bo o tym, że „palenie zabija", informuje się ich na każdym pudełku papierosów i jakoś ich to od nałogu skutecznie nie odciągnęło.

Pani senator wspomniała też wystawę "Nie oceniaj mnie! To nie moja wina. Choruję na otyłość" w Sejmie, na której "pacjenci z otyłością wychodzą z mieszkań i pokazują jaką drogę ciężką drogę przebrnęli, i że otyłość to też alienacja z życia społecznego, duże obciążenie depresją i chorobami psychicznymi". 

Czy dzieci wyjdą z alienacji i depresji, w którą wpędziła je otyłość, jeśli zmusimy je do przyjścia na wuef, uniemożliwiając im branie zwolnień? Wątpię.

Sejm włączył się w obchody Światowego Dnia Otyłości nie tylko wspomnianą wystawą. 4 marca 2025 r. pod gmachem pod wodzą trenera Roberta Korzeniowskiego, podskakiwało kilkanaście posłanek i posłów. 

I choć oglądając obrady Sejmu i Senackiej Komisji Zdrowia możemy odnieść wrażenie, że wśród polityków jest bardzo wiele osób cierpi na chorobę otyłościową, to jak widać na załączonym zdjęciu – wśród tych, którzy przyszli na lekcję wuefu z Robertem Korzeniowskim, nikogo z nadwagą nie ma.

Czyżby pozostali obawiali się oceny surowego nauczyciela i koleżanek i kolegów z sejmowej "klasy", wzięli tego dnia zwolnienie z wuefu?